Śmierć pustego człowieka, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), GRAHAM CAROLINE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cykl
MORDERSTWA W MIDSOMER
tom 2
– Śmierć pustego człowieka
Księgozbiór DiGG
f
2010
Amadeusz
Peter Shaffer
VENTICELLI:
CLIVE EVERARD
DONALD EVERARD
SŁUŻĄCY SALIERICH: DAVID SMY
KUCHARKA SALIERICH: JOYCE BARNABY
ANTONIO SALIERI: ESSLYN CARMICHAEL
TERESA SALIERI: ROSA CRAWLEY
HRABIA VON STRACK: VICTOR LACEY
HRABIA ORSINI-ROSENBERG: JAMES BAKER
BARON VAN SWIETEN: BILL LAST
KONSTANCJA WEBER: KITTY CARMICHAEL
WOLFGANG AMADEUSZ MOZART: NICHOLAS BRADLEY
MAJORDOMUS:
ANTHONY CHALLIS
JÓZEF II, CESARZ AUSTRII:
BORIS KENT
CATARINA CAVALIERI:
SARAH PITT-KEIGHLEY
MIESZKAŃCY WIEDNIA:
KENNY BADEL
E IN L TI ER
EL R STR G
ALAN HUGHES
LUCY MITCHELL
GUY CATCHPOLE
PHOEBE GLOVER
SCENOGRAFIA:
AVERY PHILLIPS
OŚWIETLENIE:
TIM YOUNG
KOSTIUMY:
JOYCE BARNABY
ASYSTENT INSPICJENTA:
DIERDRE TIBBS
REŻYSERIA:
HAROLD WINSTANLEY
INSPICJENT:
COLIN SMY
Kurtyna w górę
-
N
ie można podciąć sobie gardła zupełnie bez krwi.
- Oczywiście. Publiczność tego oczekuje.
- Nie zgadzam się. Na West Endzie w ogóle nie było krwi.
- Scofield - Esslyn mruknął lekceważąco - był taki sztuczny.
W Teatrze Amatorskim w Causton trwała właśnie przerwa w próbie do
przedstawienia
Amadeusz
. Prace były już dość zaawansowane. Grający
Venticellich w końcu zaczęli orientować się w swoich kwestiach, kominek
do pałacu Schönbrunn miał być gotowy na koniec tygodnia, a Konstancja
wreszcie wyuczyła się kilku swoich pierwszych linijek, choć nadal miała
mgliste pojęcie o tym, w którym momencie one wypadają. Ciągle jednak
nie było wiadomo, jak Salieri ma podciąć sobie gardło. Tim Young, jedyny
członek zespołu, który golił się w tradycyjny sposób, obiecał przynieść
brzytwę właśnie tego wieczoru, lecz jak dotąd, się nie pojawił.
- Hm... To chyba jasne, że zawsze jest krew. Pamiętam w RSC...
- Ależ oczywiście, to jasne, Dierdre - przerwał gwałtownie Harold
Winstanley (zawsze reagował zgryźliwie na najmniejsze wspomnienie o
Royal Shakespeare Company). - Nie sądzę, by ktokolwiek z tu obecnych
nie zdawał sobie z tego sprawy. Chodzi jednak o to, że staram się być choć
trochę oryginalny... odejść od oklepanej rutyny.
Comprenez
? - Spojrzał na
zgromadzonych, jakby oczekiwał podziwu dla swojej nadludzkiej
cierpliwości w obliczu tak bezmyślnej propozycji. - A mówiąc o rutynie,
czy nie czas na kawę?
- Och, tak, przepraszam. - Dierdre Tibbs, która siedziała na scenie,
ściskając w dziewczęcy sposób kolana odziane w sztruksowe spodnie,
zerwała się na równe nogi.
- No to migiem!
- Jeśli sądzisz, że Scofield był sztuczny - powiedział Donald Everard,
odwołując się do uwagi Esslyna - co powiesz o Simonie Callowie?
- Simonie Callowie? - zaskrzeczał jego brat bliźniak.
Dierdre z chęcią opuściła to napuszone towarzystwo ważniaków i udała
się do barku, w myślach mieszając wszystkich z błotem. Miała być
asystentką reżysera. Przy kilku wcześniejszych przedstawieniach pełniła
rolę chłopca na posyłki, aż kilka tygodni temu, po paru lampkach martini,
nieśmiało odważyła się poprosić o rozpatrzenie jej awansu. Ku jej radości,
choć nie jednogłośnie, głosowano na jej korzyść. Jednak jej radość nie
trwała długo, gdyż to, co robiła obecnie w Latimerze, niczym nie różniło
się od tego, co miało miejsce wcześniej. Harold, jak sam mówił, nie
tolerował żadnych dyskusji na temat przedstawienia i jej kilka nieśmiałych
propozycji zostało albo zignorowanych, albo kompletnie storpedowanych.
W barku zdjęła kubki z haczyków i ostrożnie ustawiła je na tacy, po
czym odkręciła kran i cienkim strumieniem wody napełniła czajnik.
Harolda, który lubił nazywać siebie fachowcem od wszystkiego, nawet
najmniejszy dźwięk wytrącał z twórczej zadumy.
Jako reżyser, przyznała ze smutkiem Dierdre, oczywiście był górą. Przed
dwudziestu laty grał w Filey, przygotował letni sezon w Minehead i
występował podczas pierwszego tournee
Pajęczej sieci
(z obsadą z West
Endu!). Nie można się spierać z kimś, kto ma takie doświadczenie.
Oczywiście niektórzy próbowali. Zwłaszcza nowi, którzy jeszcze mieli
swoje zdanie i nie połapali się w istniejącej hierarchii. Nie było ich jednak
wielu. Teatr Amatorski w Causton był niezwykle wybiórczy. Nicholas,
który grał Mozarta, oczekując na wyniki przesłuchania w Akademii
Teatralnej, czasami się spierał. Esslyn - nigdy. Uważnie słuchał
wszystkiego, co Harold miał do powiedzenia, aby później i tak grać na
własny, mało błyskotliwy sposób. To jego nieprzejednanie Harold odbijał
sobie, kierując życiem pozostałych.
Dierdre wsypała tanią kawę i mleko w proszku do kubków i zalała je
wrzącą wodą. Nerwowo roztarta łyżeczką pływające na powierzchni białe
grudki, próbując sobie przypomnieć, kto słodzi kawę. Lepiej będzie wziąć
paczkę cukru i spytać. Przeszła przez widownię, balansując ciężką tacą.
Esslyn odezwał się, naśladując Iana McKellena:
- Więc - wbrew zdrowemu rozsądkowi - dałem sobie wcisnąć tę rolę.
Solowy popis przez całe przedstawienie...
- Ale przecież - powiedział Nicholas, spoglądając niewinnie swymi
szarymi oczami - chyba o to chodzi w aktorstwie?
- Doskonale wiemy, co Esslyn ma na myśli - krzyknęli bracia
Everardowie.
- Ja również, McKellen nigdy nie robi na mnie wrażenia.
Dierdre wtrąciła pytanie o cukier.
- Na Boga, powinnaś już to wiedzieć, dziecino - powiedziała Rosa
Crawley swym chropawym głosem, - Dla mnie tylko odrobinę. - Grała
panią Salieri i nigdy wcześniej nie miała tak skromnej roli, lecz w
Amadeuszu
była to jedyna partia dla dojrzałej kobiety. Służące i stare
mieszkanki Wiednia nie były oczywiście godne jej uwagi. - Jesteś
niezastąpiona - ciągnęła. - Nie wiem, jak to robisz.
Pozostali machinalnie wyrazili uznanie Dierdre, a Rosa cicho
westchnęła. Wiedziała, że okazywanie uprzejmości wykonawcom ról
epizodycznych i inspicjentom jest cechą prawdziwych gwiazd. Chciała
tylko, by Dierdre była bardziej uważna. Przyjęła swój wyszczerbiony
kubek z promiennym uśmiechem. - Dziękuję, kochanie.
Dierdre lekko rozchyliła usta w odpowiedzi. Przy jej talii wieloryba
nawet odrobina to o wiele za dużo, pomyślała. Jeszcze bardziej rozdrażniło
ją to, że Rosa miała na sobie długie futro, które ona sama kupiła w sklepie
z używaną odzieżą, kiedy przygotowywali
Wiśniowy sad
. Znikło po
przyjęciu wydanym po ostatnim spektaklu i od tamtej pory garderobie nie
udało się go odzyskać.
- O, Boże! - Harold z gniewem spojrzał w swój niebieski kubek z
literami „H. W. (reż.)”, wypisanymi czerwonym lakierem do paznokci -
Znowu te cholerne mysie bobki. Czy nikt już nie produkuje prawdziwego
mleka? Czy żądam za wiele?
Dierdre rozdała pozostałe kubki i cukier, unikając wzroku Harolda. Jeśli
chcą prawdziwego mleka, niech je przywiezie ktoś, kto jeździ
samochodem. I tak ma dość rzeczy do taszczenia na każdą próbę.
- Trochę boję się tej brzytwy - powiedziała Konstancja, powracając do
rozważanej kwestii. - Nie chcę dziecka bez ojca. - Zajrzała do kubka, po
czym oparta się plecami o kolano męża.
Esslyn uśmiechnął się i spojrzał na pozostałych, jakby prosił ich o
wyrozumiałość dla głupoty swojej żony.
- To przeczy prawom biologii - mruknął, delikatnie przeciągając
paznokciem palca wskazującego przez jej szyję.
- Jednym z problemów z dużą ilością krwi jest to, jak wyprać i
wyprasować koszulę Esslyna na występ następnego wieczoru - odezwała
się Joyce Barnaby - garderobiana, rekwizytorka i odgrywająca drobne rólki
w jednej osobie. - Mam nadzieję, że nie będziemy mieć tylko jednej.
-
Molto costoso
, słodziutka! - krzyknął Harold. - Wam wszystkim się
wydaje, że śpię na forsie. Wypożyczenie kostiumów dla głównych postaci
kosztuje kupę szmalu, Shafferowi łatwo wymagać dziesięciu służących w
osiemnastowiecznych strojach...
Joyce spokojnie usiadła na swoim miejscu i ponownie zabrała się do
obszywania ozdobionej frędzlami spódnicy Catariny Cavalieri. Co najmniej
raz podczas prób nad każdym z kolejnych przedstawień Harold pomstował
na ich wydatki, ale jakoś tak się składało, że kiedy coś było naprawdę
potrzebne, pieniądze się znajdowały. Joyce wielokrotnie zastanawiała się,
skąd na to wszystko bierze. Nie wyglądał na zamożnego człowieka
(prowadził niewielką firmę importowo-eksportową), ale był tak kompletnie
pochłonięty teatrem - całym sercem, duszą i myślami - że żaden z nich nie
zdziwiłby się, gdyby się okazało, że dokłada z własnej kieszeni.
- Nie zazdroszczę Sarze tej ciężkiej spódnicy - powiedziała Rosa swoim
ochrypłym głosem. - Kiedy grałam Raniewską...
- Kiedy będzie gotowy mój sztuczny brzuch, Joyce? - przerwała jej
druga pani Carmichael, co spotkało się z cichą aprobatą pozostałych. Kiedy
Rosa zaczynała opowiadać o swojej Raniewskiej, swojej pani Alving albo
nawet swojej wróżce Carabosse, wszyscy mieli dosyć.
- A muzyka? - spytał Nicholas - Kiedy będzie muzyka?
- Kiedy doba będzie miała czterdzieści osiem godzin - szybko odburknął
Harold. - Chyba że chcesz ją zrobić sam.
- Dobra.
- Co?
- Mogę się tym zająć. Znam wszystkie kawałki. To tylko kwestia...
- Nie o to chodzi, Nicholasie. Reżyser z prawdziwego zdarzenia musi
mieć wpływ na każdy aspekt przedstawienia, które przygotowuje. Kiedy
pozwoli, aby jakiś Tom, Dick albo Harry decydował o poszczególnych
elementach według swojego widzimisię, może od razu abdykować. - O
pozycji Harolda w zespole świadczyło to, że nikomu z obecnych nie
przyszło do głowy, iż ten czasownik jest niewłaściwy. - A zamiast
przejmować się brzuchem, Kitty, powinnaś zacząć martwić się o swój
tekst. Masz go umieć na piątkę do wtorku. Jasne?
- Postaram się, Haroldzie - odparła Kitty, lekko sepleniąc. Jej „d”
brzmiało prawie jak „t”. Ta urocza pretensjonalność plus burza jasnych
loków, gładka brzoskwiniowa cera i przesadne wygięcie ust tworzyły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]