[WGW] Wiedźmin Gra Wyobraźni - Seaveal, RPG, Wiedźmin, Nieoficjalne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dla magazynu ©Necropis
Autor:
Vangel
Seaveal – Miasto Wichrów
Wprowadzenie
O
to macie przed sobą dodatek do systemu Wiedźmin, jednakże bez problemów
można go zastosować do dowolnego innego systemu fantasty. Zawiera on opis morskiej
krainy elfów, w której z powodzeniem można prowadzić ciekawe przygody, a nawet osnuć
wokół niej kampanię.
Ogólny zarys
S
eaveal to niewielka wyspa leżąc na oceanie rozlewającym się u stóp Kontynentu,
dwieście mil od wysp Skealigge. Na całej powierzchni wyspy znajduje się Miasto Wichrów,
przecudowne miasto z setkami strzelistych wież i domów, wokół których krążą stada idealnie
białych ptaków, Ferwów. Wyspa jest jednym wielkim, skalnym wzniesieniem pokrytym
gdzieniegdzie żyzną glebą pochodzącą z samego dna oceanu. A ocean wokół wyspy jest
niespotykanie głęboki i cudownie błękitny.
Zabudowania na wyspie wznoszą się piętrowo, jedne nad drugimi. Począwszy od
skalistego wybrzeża unoszą się w górę, aż do wielkiej Cytadeli Wichrów, ukoronowania
wyspy. Cytadela Wichrów jest zbudowana z białego marmuru, składają się na nią liczne
wieże połączone napowietrznymi mostami, okalające główną wieżę unoszącą się tak wysoko,
że jej szczyt sięga daleko ponad chmurami.
I

Historia powstania Seaveal
J
ak powiadają legendy spisane w Wielkiej Bibliotece, grupka elfów, najpiękniejsza i
najgodniejsza spośród wszystkich elfów zamieszkujących wybrzeże kontynentu ogromnie
rozkochała się w oceanach. Tak je miłowali, że zbudowali dzięki swym ogromnym
umiejętnością i potężnej magii wielki statek, w którego żagle dmuchał magiczny wiatr, statek
którego ponoć nie była w stanie zatopić nawet najpotężniejsza wichura. Wsiedli na swój
piękny okręt i odpłynęli w daleką podróż. Żeglowali przez jedenaście zim opływając ocean
wzdłuż i wszerz. Pewnego wieczora jednak natrafili na ogromny, podwodny lodowiec
oderwany od Lodowej Krainy na dalekiej północy i nie zauważywszy go, zderzyli się z nim.
Statek nie wytrzymał tak trudnej próby, lód był bowiem twardy niczym diament, niektórzy
mówią, że magiczny. Kadłub statku został przedziurawiony, a okręt począł iść na dno.
Zrozpaczone elfy zebrały się na pokładzie, stanęły wkoło i używając całej swej magii
spróbowały wyciągnąć skały dna oceanu w górę, ponad powierzchnię. Zadanie to było
ogromnie trudne, lecz elfy też nie szczędzili sił. Okręt tonął, a oni wspólnie czarowali, a
najsilniejszy spośród nich był Faranhir, dostojny elf i wielki mag. W końcu udało im się
wyciągnąć ponad wody oceanu wyspę silną i wyniosłą mogącą sprostać każdemu sztormowi,
a ich tonący statek spoczął na jej wybrzeżu. Szczęśliwe elfy zbiegły na wyspę i ogromnie się
uradowały, bowiem na jej ziemię zaraz przywędrował samotny, śnieżno biały ptak z dziobem
niczym ze złota, pazurami niczym ze srebra oraz piórami jak ze śniegu.
Na drugi dzień elfy odkryły złoża białego kamienia na wyspie. Zniszczyły statek i z
jego drewna wybudowawszy kopalnię zaczęły wydobywać ów kamień, który w
rzeczywistości był najczystszym białym marmurem. Z niego to poczęli wznosić sobie piękne
domy, a gdy te były już gotowe zaczęły budować wielką Cytadelę. Budowały ją przez cztery
wieki, aż stanęła taka, jaką ją teraz widzimy. W między czasie doczekali się potomstwa, które
szybko się rozrastało. Elfy te bowiem miały jeszcze zdolność normalnego rozmnażania.
Po wspomnianych czterech wiekach stała już cytadela wznosząca się ponad chmury, i
zbudowane było już miasto zajmujące cała wyspę. A składała się ona tylko ze skały, jedynie
w niektórych jej miejscach był piasek z dna oceanu, który się nabrał na wyciągnięte z dna
skały. Na piasku tym, między budynkami miasta powstały pola i parki z pięknymi drzewami
jakich nigdzie indziej nie sposób spotkać.
Jedzenie pozyskiwali z połowu ryb, uprawy pól i zbierania leśnych owoców – darów
lasu. Nigdy jednak nie polowali na ptaki, gdy bowiem ukończono budowę cytadeli przyleciał
drugi śnieżno biały ptak i osiadł na samym jej szczycie. Była to samica, która założyła z
pierwszym ptakiem jakiego tu spotkali wielką rodzinę od której wywodzą się teraz wszystkie
Ferwy na wyspie. Ptaki te są symbolem wyspy Seaveal i otacza się je szacunkiem, nikt nie
waży się podnieść na nie ręki.
Powiedziano już, że na wyspie znaleziono biały marmur. Wydobywano go w jednym
miejscu zagłębiając się w ziemi coraz niżej i niżej, aż w końcu „studnia” wydobywcza
sięgnęła poniżej poziomu dna oceanu. Tyle marmuru było elfom potrzebne. Zrodził się
problem, co zrobić z taką dziurą w wyspie. Powszechnie bowiem wiadomo, że elfy za nic nie
lubią mieszkać pod ziemią. Miano już pozostawić dziurę samą sobie, gdy to najpotężniejszy z
elfów, Faranhir, objął ją we władanie. A należy powiedzieć, że zaraz po zejściu z okrętu na
wyspę Faranhir ogłosił się jej władcą. Inne elfy zdziwiła jego „pasja”, choć nie protestowały,
bowiem i tak chciały go same wybrać na króla. Odtąd Faranhir był władcą wyspy. I gdy też
pojawił się problem z dziurą, ku powszechnemu zdziwieniu objął ją we władanie i postawił na
jej szczycie małą twierdzę ochronną, która służyła jednocześnie za strzeżone wejście. W
dziurze wmontowano długie na wiele kilometrów spiralne schody z kamienia prowadzące na
samo dno dziury. Dno zaś poszerzył i wymurował w nim okrągłą salę. W Sali tej utworzył
szeregi kamiennych półek, na których poukładał księgi pochodzące z biblioteki na statku,
którym przypłynęli na wyspę. Na księgach tych dawno temu spisano całą wiedze elfów jego
rodu, całą tajemnicę ich sztuki, magii, całą wiedzę. W drugiej połowie Okrągłej Sali, która de
facto, została przedzielona na pół, urządził Faranhir laboratorium alchemiczne. Studiował w
nim magię i przeprowadzał eksperymenty, a jak odkryto po jego śmierci, prowadził w niej
badania również nad nekromancją i czarną magią. Wyniki swych badań spisał w wielkich
księgach, a były to jego najtajniejsze informacje.
W twierdzy nad dziurą ustawił oddział najwierniejszej straży, która nikogo nie
wpuszczała na dół. Jednak nawet ta dziura mu nie starczała i zaczął kopać jeszcze pod
Okrągła Salą. Nie wiele wprawdzie – tyle, aby utworzyć tam lochy, do których wrzucał
wyniki swych tajnych eksperymentów, stwory chaosu zrodzone z ohydnej nekromancji.
Ponoć trafiali tam też zbyt dociekliwi rodacy Faranhira.
Tak też toczyła się historia Seaveal. Po upłynięciu pięciu wieków od przybycia elfów
na wyspę wszystko zostało już wybudowane i trwa w prawie niezmienionej formie po dziś
dzień. Na wyspie-wzgórzu ukoronowanej Cytadelą Wiatrów pojawiły się domy licznych
zamieszkujących ją elfów. Pomiędzy budynkami pojawiła się trawa i drzewa, w
wyznaczonych miejscach trochę pól i gajów. Elfy osiągnęli siódme pokolenie licząc od
założycieli miasta. I na tym się zatrzymało. Nie wiedzieć czemu w tym czasie, czasie
siódmego pokolenia, dzieci zaczęły się rodzić elfom niezmiernie rzadko – tak samo jak i na
Kontynencie w tym czasie. Słowem – rozrost ich populacji uległ spowolnieniu graniczącemu
z zatrzymaniem. Jednak mimo elfów było już i tak nadto, bowiem bardzo mało elfów zginęło.
Kilku bodajże w nieszczęśliwych wypadkach. Nie długo jednak elfowi żyli w takim
przeludnieniu. W szóstym wieku swego istnienia na wyspie, do jej brzegów przybiło pięć
okrętów z ludźmi. Była to zagubiona ekspedycja wysłana w celu zbadania oceanu, nad
którym leżało królestwo ludzkiego władcy Herada. Natrafili na wyspę elfów i postanowili ją
podbić, bowiem byli już umęczeni podróżą i kończyło im się jedzenie. Doszło do zaciekłej
bitwy, w wyniku której prawie połowa elfów poległa, ludzie jednak zostali wybici. W czasie
ataku grupce najeźdźców udało się przebrnąć do cytadeli. Był wśród nich potężny mag, który
rzucił wyzwanie Faranhirowi. Wspiął się na sam szczyt cytadeli i tam, skryci w chmurach
stoczyli śmiertelną walkę dwaj wielcy magowie: Faranhir i Thorn. Gdy w mieście walki już
ucichły ludzie zobaczyli jak niebo przybrało kolor purpury, z której gdzie niegdzie strzelały
pioruny. Walka magów rozgorzała na dobre. Nikt nie śmiał wspiąć się na górę i pomóc
Faranhirowi. Zresztą ten przez sześć wieków zdążył zdobyć sobie już miano złego władcy i
każdy go nienawidził, łącznie z jego strażą.
Niebo było rozwścieczone jeszcze do późnej nocy jednak około jej środka miał
miejsce wielki rozbłysk i huk ścinający krew roztoczył się po całej wyspie. Nad ranem trójka
najodważniejszych elfów zdobyła się na siłę i ruszyła mozolną drogą na szczyt Cytadeli
Wiatrów. Gdy w końcu nań dotarli ujrzeli koronę wieży poczerniałą od ognia, a w kupie
gruzu leżały dwa ciała martwych magów. Zwłoki były tak mocno spalone że z trudem
rozpoznano w nich szczątki magów. Słońce wstawało właśnie złociście na wschodzie, gdy ów
widok ujrzeli i najgodniejszy spośród tych trojga elfów wspiął się na pozostałe szczątki blanki
dumny niczym kamienny posąg, a chmury rozstąpiły się na moment ukazując go oczom
wszystkich elfów na wyspie. Rzekł tedy donośnym głosem: - Nie bójcie się bracia, obaj
magowie polegli martwi. Brzemię spadło z naszych ramion. Odtąd czekają nas czasy
rozkwitu i radości. Nie bójcie się powtarzam! Niebezpieczeństwo minęło. A z dołu
odpowiedział mu chór krystalicznie czystych głosów śpiewających dawną pieśń o wolności i
szczęściu, a gdy skończyli śpiewać, wszyscy zgodnie zakrzyknęli imię najgodniejszego elfa,
który obwieścił im tę wesołą nowinę i zawołali: „Na króla! Lenhirifelso na króla!” I tak nastał
okres panowania elfa Lenhirifelso co w języku Seaveal znaczy Ten, Któremu Ustępują
Chmury. I Lenhirifelso rządzi elfami z wyspy Seaveal do dziś, a wszy są z jego rządów
szczęśliwi i zadowoleni.
Bo obraniu nowego króla przystąpiono do pogrzebania zmarłych obrońców miasta.
Pogrzeb ich był najwspanialszym z znanych światu. Opłakiwano ich przez siedem lat, a po
upływie tego czasu odbył się wielki festyn, na którym świętowano obronę miasta, zaś
najzdolniejsi poeci układali pieśni upamiętniające czyny Wielkich Obrońców Seaveal.
Wyremontowano również uszkodzoną część miasta, aż stała się jeszcze piękniejsza niż
była przedtem. Odkryto też tajemny tunel łączący cytadelę z Wielką Dziurą i Okrągła Salą.
Co zaś się tyczy Okrągłej Sali to nie zniszczono jej. Elfy wyniosły wszystkie twory
nekromanckiej magii i spaliły je na wielkim stosie. Salę zagospodarowano i uczyniono z niej
jedynie wielką bibliotekę udekorowaną dużą ilością roślin i źródełek. Specjalnym szybem
doprowadzono nawet światło słoneczne oświetlające teraz dzięki systemowi luster cała
Okrągłą Salę, jednak największe zdziwienie wywołało wyrośnięcie pięknego drzewa w
samym środku biblioteki, wiele mil pod poziomem oceanu. Drzewo to pnie się teraz wysoko
Wielką dziurą, w przestrzeni między spiralnymi schodami prowadzącymi do Okrągłej Sali.
Tak też mieszkańcy wyspy Seaveal żyli w szczęściu nie nękani przez nikogo przez
wiele, wiele lat. Około stu siedemdziesięciu lat temu na wyspę ów przybył jeden zabłąkany
statek z ludźmi. Przybył z kontynentu, nie miał jednak złych zamiarów, bowiem na jego
pokładzie byli sami magowie. Magowie ów szukali jakiejś samotnej wyspy na oceanie, a gdy
ujrzeli Seaveal stwierdzili, że jest to cel ich poszukiwań. Jak się dowiedzieli o wyspie? Do
dziś pozostaje tajemnicą. Wszak elfy postanowili wpierw wysłuchać przybyłych niż ich zabić
– tak rozkazał Lenhirifelso. Przybysze przekonali elfów, że nie mają złych zamiarów i
zamieszkali między nimi przez kilka lat. Byli bardzo zafascynowani wyspą i jego
społecznością, która wykształciła tak odmienną kulturę bogatą w miłość do sztuki i morza.
Również zafascynowały magów ich budowle i szalejący między strzelistymi wieżami miasta
wiatr po którym szybowały tak niespotykane ptaki – Ferwy. W końcu jednak nadszedł czas
wyjazdu. Magowie pożegnali się z elfami, które obdarowały odchodzących zapasem
pożywienia i wieloma podarunkami magicznymi. Magowie zdecydowali nie mówić o wyspie
władcom Kontynentu, a jedynie powiedzieć o niej elfom i tym nielicznym ludziom, którzy
godni są takiego zaszczytu – nie z racji pochodzenia lecz czynów. Elfy z Seaveal chętnie na to
przystały i życząc powodzenia pożegnały odpływających magów. Ci po wielu dniach żeglugi
dotarli do Kontynentu. Powiedzieli o wyspie elfom, tym których udało im się odszukać,
jednak Pierworodni nie dali im wiary. Tylko nieliczni uwierzyli i popłynęli na wyspę.
Magowie przed śmiercią utworzyli mapę prowadzącą do Seaveal. Pilnował jej ostatni z
żyjących magów, jednak po jego śmierci mapa gdzieś przepadła. Chodzą pogłoski, że
zrobiono kilka kopii mapy, na żadnej jednak nie napisano dokąd prowadzi. Chyba dzięki temu
tylko nieliczni z ludzi dotarli do wyspy, mało komu bowiem uśmiecha się tak odległa i
niebezpieczna podróż w nieznane, na dalekie wody. A przecież powszechnie wiadomo, że na
dalekich morzach niczego nie ma…
Ci, którzy dopłyną do wyspy i przekonają tamtejsze elfy, że są przyjaźnie nastawieni
zostaną przyjęci serdecznie. Ci zaś, którzy zechcą wrócić do domów, będą mogli wrócić,
jednakże wpierw magicznie wyczyści im się pamięć, tak że po powrocie nie będą niczego
pamiętać.
Prawie wszyscy jednak tam zostają zafascynowani magią tego zapomnianego zakątka
świata. Jeśli już tam zostają to kopulują z tamtejszymi elfami. Tak narodziły się nowe
pokolenia pół-elfów. Dzięki nim wyspa znowu jest w całości zaludniona i jeszcze piękniejsza,
zaś elfy – jej założyciele- szczęśliwi widząc jak społeczność się powiększa. A elfy, ludzie i
pół-elfy tam mieszkające są również bardzo szczęśliwe, żyją w pokoju, w miłości dla swego
władcy, Lenhirifelso. Zdarzały się oczywiście kłótnie i nieporozumienia, a nawet dochodziło
do rozlewu krwi, jednak najstarsze elfy surowo karały sprawców.
Warto powiedzieć jak to jest z tą władzą. Największą władzę, władzę absolutną ma
król, obecnie Lenhirifelso. Ma on do pomocy wielu doradców, a urzędy mniejszej wagi
piastuję osoby wybrane przez cały lud. Porządku pilnuje specjalna Straż Królewska, rolę
armii sprawują elfowi wojownicy. Na co dzień jednak nie pełnią służby, są wzywani jedynie,
gdy zachodzi tak potrzeba. Oprócz tego jest podział na gildie rybaków, rzemieślników,
rolników (jeśli można tak powiedzieć) i magów. Ci ostatni szkolą się w specjalnej szkole
znajdującej się w samej Cytadeli Wiatrów. W swej edukacji korzystają z bibliotek Okrągłej
Sali.
W Seaveal nie utrzymuje się jako takiej floty. Owszem, są trzy statki jednak stoją
przycumowane do nabrzeża i nikt nigdy na nich nie pływał dalej niż na odległość pięciu mil
od brzegu. Okręty te są utrzymywane jedynie na wszelki wypadek.
W magazynach Seaveal znajduje się również pokaźny zapas mieczy i zbroi –
wystarczający dla wszystkich obywatelów.
Elfy, w wolnej chwili, dla rozrywki śpiewają, rzeźbią, strzelają z łuków i grają w
teatrach. Najbardziej jednak lubią śpiewać. Co 15 dni urządzane jest przyjęcie na kilku
największych tarasach cytadeli. Obywatele w tedy jedzą i śpiewają do samego rana, a
ukoronowaniem przyjęcia jest oglądany z zapartym tchem wschód słońca.
Obecnie pierwszych elfów jest mniej niż połowa, reszta to wymieszane społeczeństwo
ludzi i elfów, jednak pierwsze elfy wcale się nie wywyższają. Obie rasy: ludzi i elfów zlało
się już w jedną rasę.
II

Ciemne strony Seaveal
N
iestety, nic nie jest takie doskonałe. W rzeczywistości życie na wyspie wcale nie
przypomina raju. Wszystko zmieniło się od czasu walki z przybyłymi ludźmi, gdy to zginął
Faranhir. Jak powiedziano, elfy odnalazły tajemne laboratorium Faranhira. Dokładniej,
odnalazło je pięć elfów. Dziwy jakie tam ujrzeli tak je zafascynowały, że troje spośród nich
postanowiło zagarnąć władzę dla siebie – tak potężna była siła chaosu wówczas tam
rezydującego. Pozostała dwójka im się sprzeciwiła, twierdzą, że twory nekromancji należy
zniszczyć. Doszło do bratobójczej walki, w której zginął jeden z elfów popierających
zniszczenie laboratorium. Drugi, ciężko ranny, zdołał ujść z życiem. Wybiegł na
powierzchnię i podniósł alarm. Niedługo potem grupa uzbrojonych elfów ruszyła na dół w
poszukiwaniu zdrajców. Nigdy ich jednak nie znaleźli. Ów trójka zdrajców uciekała
tajemnym korytarzem prowadzącym do cytadeli, a następnie zaszyła się gdzieś w mieście.
Uciekając zabrali wiele ksiąg nekromantycznych. Oni to dali początek Mrocznym na wyspie.
Mroczni to tajne stowarzyszenie elfów nekromantów kryjących się na wyspie.
Chowają się w piwnicach domów, tajemnych jaskiniach. Słowem wszędzie. Przez lata słuch o
nich zaginął. Ukryci przed światem studiowali swoje księgi, aż po upływie długiego czasu
zaczęli działać.
Na ulice padł cień. Zaczęły chodzić pogłoski, że nocą po wyspie pętają się straszliwe
stwory. Widziano czarne ptaki o zakrzywionych dziobach krążące nad domami. Lecz, co
najgorsze, wielu elfów zostało opętanych przez Mrocznych, jak teraz zwano elfów
nekromantów. Opętali oni umysły wielu elfów, którzy odtąd dawali im schronienie. Zło
zaczęło się panoszyć po wyspie. Mroczni zaczęli potajemnie drążyć w ziemi budując sobie
schronienia głęboko w wyspie. Wejścia do nich znajdowały się w normalnych domach, w
których rezydowali opętane przez nich elfy. Służyli im oni ochroną, alibi, przed Strażą
Królewską w zamian za magiczne przedmioty i obietnice bogactwa. Ich umysły zostały strute
chaosem, przez co byli bardziej podatni na tego typu obietnice i manipulacje.
Zaczęły ginąć elfy. Znikały nocą z ulic, z swoich łóżek. Blady strach padł na
mieszkańców Seaveal. Władze jednak starały się wszystko utrzymać w tajemnicy, aby nie
wywołać paniki. Wysyłano zbrojne straże w poszukiwaniu sprawców. W końcu odkryto
podziemia. Wysłano tam grupy zbrojnych, ci jednak albo nie wracali, albo uchodzili stamtąd
nieliczni. Ci, co przetrwali opowiadali o strasznych monstrach czających się w cieniu, o
śmiertelnych pułapkach czyhających na nie ostrożnych oraz potężnej magii ochronnej.
Król był bezradny. Jedyne co mógł to wystawił straże na ulice w dzień i noc. Z tym, że
w nocy silniejsze. Po zastosowaniu tych środków, elfy przestały znikać. Na lata zapanował
spokój. Lenhirifelso pamiętał jednak o zagrożeniu. Gdy na wyspę przybyli ludzcy magowie
żywił nadzieję, że oni rozwiążą problem. Niestety również magowie ludzi nie byli w stanie
przełamać zabezpieczeń jaskiń.
Z czasem okolice domów, w których znajdowały się wejścia do podziemi, zamieniły
się w swego rodzaju slumsy. Osiedli tam zdegenerowani ludzie, którzy przybyli z kontynentu.
Umysł ludzki łatwiej poddaje się sugestiom Mrocznych. Okolice te stały się strasznie
niebezpieczne. Niebezpieczne do tego stopnia, że król Lenhirifelso zgromadził przy sobie
wszystkich wojowników i ruszył na slumsy. Wywiązała się ostra bitwa. Ulice spłynęły krwią
która na długo wtopiła się w uliczny bruk i ściany domów. Gdy wybito już wszystkich na
ulicach, Lenhirifelso kazał przeszukać domy. Tam, gdzie znaleziono wejścia do podziemi
podłożono ogień. Pożar trawił domy przez siedem dni, a cały ten czas na ulicach stały grupki
straży wyłapujące ewentualnych uciekinierów oraz kontrolujące rozprzestrzenianie się
pożaru. Po pięciu dniach zaczęli uciekać Mroczni. Wywiązała się kolejna walka na ulicach
miasta – tym razem na magię. Znowu wielu poległo, w końcu jednak wybito wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewunia87.pev.pl