!Nick Hornby - Był sobie chłopiec, zachomikowane (e)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NICK HORNBY
BYŁ SOBIE CHŁOPIEC
(Tłumaczył : Jerzy Łoziński)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Rozeszliście się?
- Żartujesz?
Ludzie bardzo często przypuszczają, że Marcus żartuje, kiedy nawet mu to nie w głowie.
Nie rozumie, dlaczego tak się dzieje. Wydawało mu się, że pytanie, czy mama rozstała się z
Rogerem, jest zupełnie rozsądne: mieli wielką kłótnię, potem cicho rozmawiali w kuchni, po chwili
wrócili bardzo poważni, a Roger podszedł do niego, uścisnął mu dłoń, życzył powodzenia w nowej
szkole i wyszedł.
- A dlaczego miałbym żartować?
- No dobrze, a jak ci się wydaje?
- Wydaje mi się, że się rozeszliście, ale chciałem wiedzieć na pewno.
- Tak, rozstaliśmy się.
- Więc poszedł sobie?
- Tak, Marcus, poszedł sobie.
Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai. Lubił Rogera, parę razy we trójkę wypuścili się
na miasto, a teraz ma go już więcej nie zobaczyć. Nie, żeby bardzo tego żałował, ale jak się nad
tym zastanowić, to jednak dziwne. Razem stali w jednej toalecie, kiedy strasznie zachciało im się
sikać podczas jazdy samochodem. Można by sądzić, że jeśli z kimś się razem lało, to jakoś to
pozostanie.
- A co z jego pizzą?
Kłótnia zaczęła się zaraz po tym, jak zamówili trzy pizze, których jeszcze nie dowieziono.
- Jak będziemy głodni, to się podzielimy.
- Ale są bardzo duże. A poza tym czy on czasem nie zamówił z salami? Marcus i matka są
wegetarianami, podczas gdy Roger nie.
- To wyrzucimy.
- Można po prostu zdjąć salami, bo tak dużo to go wcale nie dają. Głównie ser i pomidory.
- Marcus, posłuchaj, nie mam teraz głowy do pizzy.
- Jasne. A dlaczego się rozeszliście?
- Och... Z różnych powodów. Sama nie wiem, jak to wytłumaczyć.
Nie był zdziwiony, że nie potrafiła wytłumaczyć. Słyszał z grubsza całą kłótnię i nie
zrozumiał nic, zupełnie jakby wyleciał jakiś fragment. Kiedy Marcus sprzeczał się z matką, łatwo
było wychwycić najważniejsze kwestie: za dużo, za drogo, za późno, za wcześnie, szkodzi na zęby,
inny kanał, praca domowa, owoce. Kiedy jednak mama sprzeczała się ze swoimi facetami, można
było słuchać godzinami i ciągle nie wiedzieć, o co chodzi. Zupełnie jakby ktoś kazał im się
pokłócić, a oni nie mogli wymyślić powodu, jak choćby to, że trzeba jeść owoce czy odrobić
lekcje.
- Miał inną dziewczynę?
- Chyba nie.
- A ty masz innego faceta?
- A kogo niby? - roześmiała się. - Tego, co przyjmuje zamówienia na pizzę? Nie, Marcus,
nie mam innego przyjaciela. To nie tak. A w każdym razie kiedy jesteś trzydziestoośmioletnią
pracującą matką. To czas jest problemem. A właściwie wszystko. Dlaczego pytasz? Naprawdę cię
to interesuje?
- Nie wiem.
I rzeczywiście nie wiedział. Wiedział, że mama jest smutna płakała teraz częściej niż przed
przenosinami do Londynu - ale nie miał pojęcia, czy to się jakoś wiąże z facetami. Miał nadzieję,
że tak, bo wtedy przynajmniej wszystko byłoby jasne. Pozna kogoś i znowu będzie szczęśliwa.
Czemu nie? Była piękna, miła, czasami zabawna, a dokoła kręci się chyba wielu takich jak Roger.
Ale jeśli nie faceci, to już nie wiedział co, chyba że coś bardzo złego.
- Nie lubisz, jak mam znajomych?
- Byle tylko nie Andrew.
- Tak, wiem, że go nie lubiłeś. Ale tak w ogóle to nie masz nic przeciwko?
- Pewnie, że nie.
- Naprawdę ekstra dajesz sobie z tym wszystkim radę. Takie dwa różne życia.
Wiedział, co ma na myśli. Pierwsze życie skończyło się cztery lata temu, kiedy on miał
osiem, a mama i tata się rozeszli. Było normalne i nudne: szkoła, wakacje, prace domowe, w
weekendy wizyty u dziadków. Drugie było bardziej bałaganiarskie, o wiele więcej występowało w
nim ludzi i miejsc: faceci mamy i dziewczyny ojca, mieszkania i domy, Cambridge i Londyn.
Trudno uwierzyć, że tak wiele rzeczy może się zmienić tylko dlatego, że dwie osoby ze sobą
zrywają, ale on się tym nie przejmował. Czasami nawet był zdania, że woli to drugie życie. Więcej
się działo, a to nie jest złe.
Jeśli jednak nie liczyć Rogera, to w Londynie wydarzyło się niewiele. Byli tutaj raptem
kilka tygodni - przeprowadzili się pierwszego dnia wakacji - ale jak na razie, kompletne nudy.
Poszli z mamą na dwa filmy: Kevin sam w domu 2, który nie był tak dobry jak Kevin sam w domu,
i na Kochanie, powiększyłem dzieciaki, który był gorszy od Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki.
Mama powiedziała, że dzisiaj filmy zrobiły się strasznie komercyjne i że jak ona była w jego
wieku, to... coś tam, nie mógł sobie przypomnieć co. Poszli jeszcze obejrzeć szkołę, która okazała
się wielka i okropna, a także pospacerowali po okolicy, Holloway, gdzie były ładne miejsca i
brzydkie miejsca, dużo też rozmawiali o Londynie, o zmianach, jakie ich tu czekają, i że na pewno
wyjdą im na dobre. A tak naprawdę siedzieli tylko, jakby dopiero czekali, aż się zacznie to
londyńskie życie.
Przyjechały pizze i zjedli je wprost z pudełek.
- Są lepsze od tych w Cambridge, prawda? - zauważył wesoło Marcus. Nieprawda,
dostarczała je ta sama firma co w Cambridge, tyle że tam nie musiały jechać z tak daleka, nie były
więc tak miękkie. Po prostu myślał, że powinien powiedzieć coś optymistycznego. - Obejrzymy
telewizję?
- Jeśli chcesz.
Za oparciem sofy znalazł pilota i przeleciał po programach. Nie chciał oglądać żadnych
oper mydlanych, bo tam zawsze były jakieś problemy, a bał się, że mydlane problemy przypomną
mamie o jej własnych kłopotach. Obejrzeli więc program przyrodniczy o takiej rybie, która żyje
głęboko w jaskini i nic nie widzi - ryba, która niczego nie dostrzega. To chyba nie powinno mamie
niczego przypominać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Czy Will Freeman był cool? No więc tak: w ciągu ostatnich trzech miesięcy przespał się z
kobietą, której nie znał zbyt dobrze (pięć punktów). Wydał ponad trzysta funtów na kurtkę (pięć
punktów). Wydał ponad dwadzieścia pięć funtów na fryzjera (pięć punktów). (Swoją drogą, jak
można było w 1993 wydać na fryzjera mniej?) Miał więcej niż pięć płyt hip - hopowych (pięć
punktów). Brał ecstasy (pięć punktów), ale w klubie, a nie tylko w domu w ramach doświadczenia
socjologicznego (dodatkowe pięć punktów). W najbliższych wyborach zamierzał głosować na
labourzystów (pięć punktów). Zarabiał ponad czterdzieści tysięcy funtów rocznie (pięć punktów) i
nie musiał się przy tym bardzo wysilać (pięć punktów, do czego doliczył pięć ekstra, gdyż w ogóle
nie musiał się wysilać). Jadał w restauracji, gdzie serwowano polentę i tarty parmezan (pięć
punktów). Nigdy nie używał aromatyzowanych prezerwatyw (pięć punktów), sprzedał płyty
Bruce'a Springsteena(pięć punktów), zapuścił koziąbródkę (pięć punktów) i znowu ją zgolił (pięć
punktów). Gorzej było z tym, że nigdy nie spał z dziewczyną z okładki czasopisma (minus dwa) i
nadal uważał, mówiąc szczerze (a jeśli Will miał w ogóle jakieś przekonania etyczne, to jedno z
nich głosiło, że nie należy w quizach udzielać fałszywych odpowiedzi o sobie), że szybki samo
chód robi wrażenie na kobietach (minus dwa). Ale nawet po tych odjęciach miał w sumie, zaraz...
sześćdziesiąt sześć punktów. To lokalizowało go poniżej zera. Był niczym suchy lód, niczym
Zmrożony Bałwan. Umrze na hipotermię.
Will nie wiedział, na ile poważnie traktować podobne quizy, ale z drugiej strony trudno było
tego nie doceniać. Kiedy w magazynie dla mężczyzn uzyskujesz taki wynik, jest to osiągnięcie,
którego nie należy lekceważyć. Poniżej zera! Nie można być już bardziej cool! Zamknął
czasopismo i odłożył je na stos w łazience. Nie trzymał wszystkich, gdyż za dużo ich kupował, ale
tego nie wyrzuci tak szybko!
Czasami - nieczęsto, bo rozważania historyczne nieszczególnie go pasjonowały -
zastanawiał się, jak ludzie tacy jak on mogli dawać sobie radę przed sześćdziesięciu laty. ("Ludzie
tacy jak on" to była specyficzna grupa i w istocie sześćdziesiąt lat temu nie mógł istnieć nikt taki
jak on, gdyż sześćdziesiąt lat temu nie mógł istnieć dorosły, którego ojciec w ten sposób by się
dorobił. Kiedy więc myślał o ludziach takich jak on, nie chodziło mu o osoby dokładnie takie same,
lecz po prostu o takie, które niczego nie robiły przez cały dzień i zresztą niczego nie chciały robić).
Sześćdziesiąt lat temu nie istniało nic z tego, co pozwalało Willowi spędzić dzień: nie było
telewizji dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie było wideo, nie było czasopism z lśniącymi
okładkami, nie było quizów i najprawdopodobniej nie było sklepów muzycznych, gdyż takiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]