(Raija ze śnieżnej krainy 26) - Wyjęty spod prawa - Bente Pedersen, Henrieta 3, Raija ze śnieżnej krainy ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BENTE PEDERSEN
WYJĘTY SPOD PRAWA
1
To był spokojny rok, bez szczególnych wydarzeń. Według Raiji - wspaniale
pozbawiony wydarzeń.
Dla niej dzień powszedni, który większość ludzi odbierała jako szary, ozłocony był
poświatą szczęścia.
Miała dwadzieścia dziewięć lat. Pod koniec roku Michaił skończy cztery lata. Był do
niej podobny, choć z wiekiem rysy ojca stawały się coraz bardziej widoczne w jego twarzy.
Może tylko ona to dostrzegała, gdy obserwowała gesty i uśmiechy obu swych mężczyzn.
Michaił stanowił niezwykłą mieszankę cech jej i Jewgienija. Nigdy nie mogła napatrzeć się na
niego do syta, nacieszyć tym, że widzi w nim rysy swoje i męża. Kochała ich obu tak, że aż
bolało ją w piersiach. Byli sensem jej życia. Stanowili jedyną przeszłość, jaką pamiętała.
Widziała siebie z nimi w przyszłości. Należeli do siebie. Była szczęśliwa.
Raija nie oczekiwała więcej od życia.
Żadnych dramatów.
Żadnych gwałtownych przeżyć.
Chciała tylko cichych i spokojnych dni.
Dom. Syn. Mąż.
Nie chciała niczego innego. Bała się wszelkiej odmiany.
Jej świat był tu, nad brzegami Dwiny. Żyła teraźniejszością. Chciała być po prostu
zwyczajna.
Trwało to już trzy lata.
Trzy błogosławione, spokojne lata.
Jewgienij i Oleg dobrze sobie radzili. Po porwaniu statków „Antonia” i „Raija” trzy lata
temu dotrzymali słowa danego załodze.
Mieli teraz cztery jednostki. Poza „Antonią” i „Raiją” - „Raiję Antonię” i „Sankt
Nikołaja”.
Pływały z własnymi załogami. Warunki życia były lepsze niż u innych armatorów.
Lepiej wynagradzani członkowie załogi byli w stanie spłacić swoje długi.
Jewgienija i Olega nazywano mięczakami, gdy się na to zgodzili. Mówiono, że ugięli się
pod naciskiem przestępców.
Raiję cieszyło, że zarówno Jewgienij, jak i Oleg potrafili zmienić zdanie i dokonać
czegoś, na co inni by się nie odważyli. Może dlatego, że sami zaczynali kiedyś od zera.
Pamiętali, jak wyglądały szopy, nadal zwane przez niektórych domami. Pamiętali, że marynarze
to też ludzie, podczas gdy inni łatwo o tym zapominali.
Wasilij został kapitanem na „Raiji”. Piotr także pływał na „Raiji”. Jedynie jego blizny
zdradzały, jak bliski był utraty życia, gdy bunt na statku przerodził się w porwanie, a potem w
nową rebelię.
W porcie nastała pracowita wiosna. Gdy stopniały lody, przygotowania poszły pełną
parą. Na zachód wysyłano statki załadowane mąką, drewnem oraz drobiazgami, które ludzie
mieszkający wzdłuż norweskiego wybrzeża rzadko oglądali.
Oleg popłynął na „Sankt Nikołaju”, ich nowym nabytku, któremu użyczył swojego
imienia patron morskich podróży.
Pozostałe łodzie także ruszyły na zachód. Do Finnmarku.
Oleg z poważną miną zapytał Raiję, czy donikąd nie tęskni i czy nie chciałaby popłynąć
z nimi.
Byli wtedy sami. Raija czuła, że Oleg nie zadałby tego pytania w obecności Jewgienija.
Uczynił to z taką powagą, że Raija musiała zastanowić się przez chwilę, by z całym
przekonaniem odpowiedzieć, że nie.
Ale chciała wiedzieć, dlaczego o to spytał. Rozłożył tylko ręce z uśmiechem i
stwierdził, że chyba nigdy nie przestanie się zastanawiać, co sobie myślą kobiety.
„Raija” także wypłynęła, po raz pierwszy od trzech lat bez Wasilija jako kapitana.
Zachorował jakiś czas przed terminem wypłynięcia. Zaczęło się od żołądka. Nie był w
stanie utrzymać pokarmu ani płynów. Całe dnie leżał z głową pochyloną nad wiadrem i
żartował, że potrzebowałby dodatkowego pod przeciwny koniec... Kaszlał krwią. Gwałtownie
schudł w ciągu tygodnia. I tak był szczupły, więc nie miał za bardzo z czego.
Jewgienij i Oleg musieli się zdecydować na wysłanie statku z innym kapitanem.
Wasilij ciężko to przeżył.
Raija unikała go od czasu, gdy zeszła na ląd po rebelii, choć czasami musiała go
widywać. Ale nie szukała okazji, gdyż nie chciała mu utrudniać sytuacji. Robiła wszystko, by
przestać być obiektem tęsknoty Wasilija. Zbyt go lubiła, by mu przysparzać utrapień. Oboje do-
brze wiedzieli, że dla nich nie ma przyszłości.
Wiele mogło ich połączyć - gdyby tego chcieli. Ale Raija wolała, by właśnie to ich
rozłączyło. Nie umiała odnaleźć się w układzie, w którym jedna ze stron była gotowa dać o
wiele więcej, niż ta druga mogła przyjąć.
Ale gdy leżał chory, poszła do niego.
Mieszkał skromnie, ale na swoim.
Raija rozpoznała kobietę, która się przy nim krzątała. Widziała ją już w porcie. Była
wychudzona, jej twarz nosiła ślady życia pełnego trudów. Ale w oczach miała ogień.
Raija wiedziała, że ten ogień płonął dla Wasilija.
Była to Dagnija, wdowa po bracie Wasilija.
Raija starała się pomóc przyjacielowi. Przyłożyła dłonie do jego ciała. Gładziła jego
zapadnięte policzki, aż oczy rozjaśniły mu się blaskiem. Wywołała słaby uśmiech na jego
ustach. Ucieszyło ją to. Dobrze, że nadal była w nim chęć życia. Walki. Znak, że się nie poddał.
Ale jej dłonie nie miały w sobie ciepła. Raija nie czuła żadnej różnicy. Wydawało jej
się, że podejmuje próbę uzdrowienia chorego bardziej dla zachowania pozorów niż z
przekonania. Była to gra, która miała obudzić w Wasiliju chęć walki o życie. On przystał na to.
Dla niego było najważniejsze, że w ogóle przyszła.
Dagniji to się nie podobało.
Była przecież kobietą. Kochała go - i miała oczy na swoim miejscu. Wiele rozumiała.
Dagnija nigdy nie straciła nadziei, że zdobędzie Wasilija. Może i wspiął się rangą, ale w
taki sposób, że nigdy nie przestał być jednym z nich. Dagnija nigdy nie przyjęła do
wiadomości, że Wasilij się z nią nie ożeni. Ona zechciałaby go nawet wtedy, gdyby uczynił to z
litości.
Raija odjechała ze świadomością, że nic nie osiągnęła.
Jednak Wasilijowi się polepszyło. Cała zasługa spłynęła na Raiję, choć temu
zaprzeczała. Ludzie odbierali to jako skromność.
To Dagniji Wasilij zawdzięczał poprawę zdrowia. Pewnie tylko ona potwierdziłaby
słowa Raiji, ale przecież nigdy ze sobą nie rozmawiały. Mieszkały w tym samym mieście, ale
dzieliło je coś więcej niż tylko odległość.
Raija tkała, a myśli jej błądziły. Patrzyła, jak kolory układają się we wzór. Miała to być
narzuta na łóżko. Misza bawił się na podłodze kłębkami wełny. Raija wiedziała, że synek
chciałby już wyjść na dwór. Musiała tylko skończyć niebieskie pole. Kolor niebieski miał w
sobie coś, co ją pociągało. Używała wszystkich jego odcieni, wplatając je jak małe jeziorka w
obszary brązów, zieleni, szarości, bieli i czerni.
Niebieski niósł ze sobą tęsknotę.
Antonia zabrała Olgę do wozu i popędziła konia wzdłuż Dwiny. Uciekała od ścian
swojego domu, które wpatrywały się w nią oskarżycielsko. A ona niczego nie żałowała. A jeśli
nawet, to nie tak bardzo.
Już wcześniej przeżywała takie stany. Udawało jej się je przetrwać dlatego, że nazywała
je doświadczeniami, i dlatego, że nie pozostawiała miejsca na żal. Tłumaczyła sobie, że to
właśnie robi z niej człowieka.
Łatwiej było tak mówić, gdy jeszcze nie miała męża i dziecka. Teraz było o wiele
trudniej.
To dlatego czuła niemy wyrzut ścian.
Raija dostrzegła, że przyjaciółkę coś gnębi. Znała ją przecież tak dobrze.
Kobiety siedziały na schodkach przed domem. Olga i Misza bawili się na podwórzu
ograniczonym stajnią i szopą. Bykowowie mieli już niemal zagrodę w miejscu, gdzie
dotychczas stał tylko skromny dom nad brzegiem Dwiny.
- Co się stało? - spytała Raija. Tonią rozluźniła tasiemkę, którą przytrzymywała włosy.
Nigdy nie lubiła związywać swoich loków. Teraz, jako dostojna małżonka, musiała o tym
pamiętać. Sama się do tego zmuszała jako do rodzaju pokuty.
- Pewnie mnie znienawidzisz - rzuciła cicho. Potarła podbródkiem o podciągnięte
kolana i popatrzyła na Raiję. W rzeczywistości nie różniły się aż tak bardzo. Ale nie miała
żadnego prawa przywoływania przeszłości przyjaciółki tylko dlatego, że jej własne sumienie
nie było zbyt czyste...
- Od kiedy pomiędzy przyjaciółmi może panować nienawiść? - spytała Raija.
Tonią wzruszyła ramionami.
- Chciałam z tobą porozmawiać - rzuciła - bo trudno jest nosić coś takiego samemu.
Choć pewnie powinnam.
Skierowała wzrok ku córce bawiącej się z Misza.
- Mam nadzieję, że ona odziedziczy więcej cech po Olegu niż po mnie - westchnęła.
- Chcesz się całkiem pogrążyć? - spytała Raija zrezygnowana. - Bo ja nie będę cię
pocieszać własnymi niedolami. Łatwo jest powiedzieć komuś, kto odsłania przed tobą swoje
zmartwienia, że tobie też się nie układa. Ale tak naprawdę to nic nie zmienia. W przyjaźni
chodzi o coś więcej niż tylko wyznanie, że obu stronom jest źle. Bo mnie nie jest! Ale proszę
bardzo, ty możesz powiedzieć, jak bardzo cierpisz! Tonią musiała się roześmiać.
- Już jest mi lepiej. Uniosła dumnie podbródek.
- Powtarzam sobie, że ani trochę nie żałuję. Powtarzam to cały czas. Ale cholernie długo
trwa, zanim udaje mi się w to uwierzyć... - Zerknęła na przyjaciółkę znad kolan okrytych czarną
spódnicą. - Wtedy opada mnie cała reszta. Ze jestem kobietą pozbawioną poczucia moralności.
Że nie mam sumienia. Że jestem niedobrą gospodynią, niedobrą żoną, niedobrą matką... Że
jestem najgorszą kobietą w Archangielsku.
- Mężczyzna - stwierdziła Raija.
Odgadła to w jednej chwili, choć nigdy nie podejrzewała czegoś takiego. Przecież Oleg
i Tonią byli tak szczęśliwi. Czyżby nie byli? Ale pasowali do siebie, dopełniali się nawzajem...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewunia87.pev.pl