(Lekcje miłości 02) - Rozpustnik i dziewica - Suzanne Enoch, Romanse(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SUZANNE ENOCH
Rozpustnik i dziewica
Prolog
- DŜentelmen powinien wiedzieć, Ŝe kobieta ma swój rozum.
Evelyn Ruddick z brzękiem odstawiła filiŜankę, nieco zaskoczona, Ŝe rozmowa z
przyjaciółkami, która zaczęła się od oceny męskich manier, stała się taka... powaŜna.
Owszem, musiała przyznać, Ŝe wszyscy męŜczyźni są nieznośni, ale wcale nie była
szczęśliwa z tego powodu.
Lucinda Barrett i lady Georgiana Halley jak zwykle miały rację, ich dowcipna krytyka
była uzasadniona, a jej równieŜ, do licha, nie podobało się lekcewaŜenie ze strony części
ludzkości noszącej spodnie. Właściwe zachowanie męŜczyzn. Evelyn uwaŜała, Ŝe to
oksymoron, ale mimo wszystko naleŜało coś zrobić z ich arogancją i samolubstwem.
Lucinda wstała z kanapy i podeszła do biurka stojącego w drugim końcu pokoju.
- Powinnyśmy to zapisać - stwierdziła, biorąc kilka kartek z szuflady i wracając z nimi do
przyjaciółek. - We trzy moŜemy wpłynąć na tak zwanych dŜentelmenów, do których nasze
zasady będą się stosować.
- I przy okazji wyświadczymy przysługę innym kobietom - dodała Georgiana, coraz bardziej
zdeterminowana i spokojna.
- Lista pomoŜe chyba tylko nam. - Nadal sceptyczna Evelyn wzięła pióro od Lucindy.
- Owszem, pomoŜe, jeśli zastosujemy te zasady w praktyce - oświadczyła Georgie. -
Proponuję, Ŝeby kaŜda z nas
7
wybrała jakiegoś męŜczyznę i nauczyła go, jak robić odpowiednie wraŜenie na kobiecie.
- Właśnie - poparła ją Lucinda, uderzając dłonią w stół. Evelyn przeniosła wzrok z jednej
przyjaciółki na drugą.
Brat pewnie by ją skrzyczał za marnowanie czasu na głupstwa, ale przecieŜ wcale nie
musiał się dowiedzieć o ich planie. A gdyby został w Indiach na zawsze, byłoby o jednego
nicponia mniej do reformowania. Uśmiechnęła się na tę myśl i przysunęła do siebie pustą
kartkę. Prawdę mówiąc, nawet, jeśli ta lista nie na wiele się przyda, przynajmniej będzie
miała poczucie, Ŝe zrobiła coś poŜytecznego. Georgiana się roześmiała.
- Mogłybyśmy opublikować nasze zasady.
„Lekcje miłości, spisane przez trzy wybitne damy." - Lista Evelyn
1. DŜentelmen nigdy nie przerywa damie, jakby to, co miał do powiedzenia, było waŜniejsze.
2. DŜentelmen, który pyta damę o opinię, cierpliwie czeka na odpowiedź i nie śmieje się, gdy
ją usłyszy.
3. DŜentelmeńskie zachowanie to nie tylko otwieranie drzwi. Chcąc zrobić wraŜenie na
damie, męŜczyzna musi zatroszczyć się o jej potrzeby tak samo jak o własne.
4. DŜentelmen nie zakłada z góry, Ŝe kiedy dama podejmuje się jakiegoś zadania albo
poświęca waŜnej sprawie, jest to wyłącznie jej hobby.
Evelyn odchyliła się na oparcie krzesła i przeczytała, co napisała. Tak. To powinno
wystarczyć. Teraz potrzebowała jedynie ofiary, a raczej ucznia. Uśmiechnęła się wesoło.
Czekała ją dobra zabawa.
1
Rok później.
"Snadź nie wiedziała, Ŝe to serce młode, Które chłód pychy milczącej otaczał, W sztuce
uwodzeń miało swą metodę. Siećmi on swymi nieraz świat uraczał, I od pościgu przenigdy
nie zbaczał, Jeśli coś było godnego ścigania."
pieśń II.
Lord Byron, „Wędrówki Childe Harolda",
- Naprawdę nie musisz robić z tego powodu zamieszania - oświadczyła Evelyn
Ruddick, odsuwając się od brata. - Lucinda Barrett i ja jesteśmy przyjaciółkami od samego
debiutu.
Victor zrobił krok w jej stronę i wyraźnie zirytowany wycedził:
- Bądźcie przyjaciółkami przy innych okazjach. Jej ojciec nawet nie ma głosu w Izbie, a mnie
zaleŜy, Ŝebyś dzisiaj porozmawiała z lady Gladstone.
- Nie lubię lady Gladstone - odburknęła Evie i syknęła, kiedy brat chwycił ją za ramię. - Ona
pije whisky.
- Ale jej mąŜ jest wpływowym właścicielem ziemskim z West Sussex. Pogawędka z lekko
wstawioną osobą to nieduŜa cena za miejsce w Izbie Gmin.
9
- Łatwo ci mówić, bo nie na ciebie ona chucha. Przyszłam tutaj, Ŝeby potańczyć i spotkać się
z przyj...
Brat ściągnął ciemne brwi.
- Przyszłaś, bo zabrałem cię ze sobą. A zrobiłem to wyłącznie po to, Ŝebyś pomogła mi w
kampanii.
Oboje wiedzieli, Ŝe przegrała spór, jeszcze zanim się zaczął. Evelyn nieraz
podejrzewała, Ŝe Victor pozwala, Ŝeby mu się sprzeciwiała, bo lubi na koniec postawić na
swoim i pokazać jej właściwe miejsce.
- Wołałam, kiedy byłeś w Indiach.
- Hm, ja teŜ. A teraz idź, zanim uprzedzi cię któryś z przyjaciół Plimptona.
Evelyn przywołała na twarz uprzejmy uśmiech i ruszyła przez zatłoczony parkiet,
Ŝeby poszukać osoby, która mogła zapewnić jej bratu decydujące głosy. Prawdę mówiąc,
upodobanie do mocnych trunków nie było największą wadą lady Gladstone. Trzy lata
młodsza od męŜa wice-hrabina miała teŜ inne, bardziej bulwersujące słabostki. Evelyn juŜ
zdąŜyła usłyszeć najświeŜsze plotki.
Znalazła lady Gladstone z boku orkiestry, w niewielkiej niszy zastawionej krzesłami.
Wicehrabina siedziała na jednym z nich, w obcisłej szmaragdowej sukni z jedwabiu,
podkreślającej słynne krągłości. Nad jej ramieniem pochylał się męŜczyzna,
ciemnobrązowymi włosami muskając jej ucho i złote loki. Był to bardzo nieprzyzwoity widok
w szacownej sali balowej lady Dalmer.
Evelyn przez chwilę zastanawiała się, czyby dyskretnie nie odejść, ale wtedy dałaby
Victorowi kolejny pretekst do nazwania jej głupią. Stała, więc w bezruchu, choć czulą się
coraz bardziej nieswojo. W końcu chrząknęła znacząco.
- Lady Gladstone? Wicehrabina uniosła ciemne oczy.
- Zdaje się, Ŝe mamy towarzystwo - powiedziała z gardłowym śmiechem.
Jej towarzysz o szczupłej, bardzo męskiej twarzy wypro-
10
stował się i zdumiewająco zielonymi oczami bez pośpiechu zmierzył Evelyn od stóp do głów.
Dziewczyna oblała się rumieńcem. Wszystkie młode damy dbające o reputację starały
się unikać wysokiego, niezwykle przystojnego, ale rozpustnego lorda St. Aubyna. Gdyby nie
polityczne ambicje, Victor nigdy nie pozwoliłby jej zbliŜyć się do lady Gladstone właśnie z
powodu markiza.
- Dobry wieczór, milordzie - powiedziała, dygając.
St. Aubyn patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym wykrzywił usta w cynicznym
uśmiechu.
- Trochę za wcześnie na takie stwierdzenie. Następnie odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę
pokojów, gdzie grano w karty.
Evelyn wypuściła powietrze z płuc.
- To było niegrzeczne - powiedziała, gdy się oddalił. Lady Gladstone znowu się roześmiała.
Policzki miała zarumienione, ale raczej nie od panującego w sali gorąca.
- Moja droga, Saint nie musi być dobry, bo jest bardzo... bardzo zły.
Dziwne rozumowanie. No cóŜ, ale nie przyszła tutaj, Ŝeby dyskutować o niewychowanych
osobnikach.
- Jestem Evelyn Ruddick, milady - przedstawiła się, ponownie dygając. - Byłyśmy razem na
wieczorze boŜonarodzeniowym u Bramhurstów i właśnie tam pani powiedziała, Ŝe mogę ją
odwiedzić w Londynie.
- Och, czasami jestem zbyt wspaniałomyślna. Więc czego pani ode mnie chce, panno...
Ruddick?
Evelyn nienawidziła takich rozmów, bo przewaŜnie wymagały od niej kłamstw. A ona
nienawidziła kłamać.
- Przede wszystkim muszę stwierdzić, Ŝe jeszcze nigdy w Ŝyciu nie widziałam piękniejszej
sukni.
Wicehrabina rozciągnęła w uśmiechu pełne wargi.
- Jaka pani miła! Chętnie polecę moją krawcową. Jesteśmy prawie w tym samym wieku, ale
pani... biust wydaje się mniej...
11
Wydamy, dokończyła w myślach Evelyn, uwaŜając, Ŝeby się nie skrzywić.
- To byłoby bardzo uprzejme z pani strony - powiedziała gładko i usiadła obok wicehrabiny,
choć wolałaby zjeść dŜdŜownicę. Zmieniła ton na bardziej poufały. - Słyszałam, Ŝe polityczny
sukces lorda Gladstones jest w duŜym stopniu pani zasługą. Ja nie bardzo wiem, jak
mogłabym pomóc w karierze mojemu bratu Victorowi.
Twarz lady Gladstone przybrała wyraz wyŜszości.
- Po pierwsze musi pani poznać właściwych ludzi, to znaczy...
- Gdzie on jest?! - zagrzmiał rozgniewany głos. W stronę niszy zmierzał zasapany męŜczyzna
o nalanym, czerwonym obliczu i wyłupiastych oczach. - Gdzie ten łotr?
Wicehrabina usiadła prosto, choć było trochę za późno na udawanie niewinności.
- A kogo szukasz, mój drogi? Gawędzę sobie tutaj z panną Ruddick, ale chętnie ci pomogę.
Cudownie, pomyślała Evelyn, gdy lord Gladstone wpił w nią płonący wzrok. Tylko
tego brakowało, Ŝeby została wmieszana w słynne skandale markiza St. Aubyna. Victor juŜ
nigdy więcej nie wypuściłby jej z domu, choć sam nie był bez winy.
- Dobrze wiesz, kogo szukam, Fatimo. A moŜe ty, dziewczyno, widziałaś tego drania...
- Evie! Tu jesteś! - Lady Dare jak zwykle zjawiła się we właściwym momencie. Ujęła
przyjaciółkę za rękę. - Musisz rozstrzygnąć spór. Dare upiera się, Ŝe ma rację, choć oboje
wiemy, Ŝe tak nie jest.
Evelyn ukłoniła się lordowi i lady Gladstone, a Georgia-na pociągnęła ją w
bezpieczniejszy kąt sali.
- Dzięki Bogu! JuŜ myślałam, Ŝe jestem zgubiona.
- A co właściwie robiłaś z łady Gladstone? - zapytała Georgie.
Evelyn westchnęła.
12
- Zapytaj Victora.
- Rozumiem. Twój brat próbuje zająć miejsce Plimptona w Izbie Gmin, tak? Słyszałam
pogłoski.
- Tak. Pięć ostatnich lat spędził poza krajem, a mimo to nadal nie pyta mnie o zdanie, tylko po
prostu wysyła, Ŝebym porozmawiała z osobami, które mogą okazać się uŜyteczne. To takie
męczące.
Na twarzy Georgiany odmalowało się współczucie.
- Hm. Wprawdzie nie chodziło nam o braci, ale mogłabyś udzielić Victorowi paru lekcji.
- Wykluczone - oświadczyła Evelyn. - Teraz kolej Lucindy. Zresztą, jeśli ty omal nie
okaleczyłaś Dare'a, ja chyba zamordowałabym Victora.
- Skoro tak twierdzisz. Ale z mojego doświadczenia wynika, Ŝe uczeń sam moŜe cię wybrać.
- Ha! Na pewno nie. Póki jestem słodka i czarująca dla głupich znajomych Victora, oni
zawsze będą uprzejmi. Jeszcze ktoś spojrzałby na nich koso.
Lady Dare się roześmiała i ujęła przyjaciółkę pod ramię.
- Dość tego. Chodź i zatańcz z Tristanem. MoŜesz nawet go podeptać, jeśli masz ochotę.
- Ale ja lubię twojego Tristana - zaprotestowała Evelyn, dziękując w duchu za dobrych,
apolitycznych przyjaciół. -Tylko on od czasu do czasu robi groźną minę.
Georgiana uśmiechnęła się czule.
- Właśnie, prawda?
2
"Bezwstydna iście była zeń kozera, Do biesiad tylko i Ŝartów bezboŜnych... Niczemu w
świecie serca nie otwiera Prócz dla urwiszów i dziewek nałoŜnych."
Lord Byron, „Wędrówki Childe Harolda",
pieśń I.
- Langley, widziałeś mojego brata? - zapytała cicho Evelyn, biorąc szal od kamerdynera.
- Jest w saloniku, panienko, kończy czytać gazetę - odparł stary sługa takŜe ściszonym
głosem. - Oceniam, Ŝe ma panienka jakieś pięć minut.
- Świetnie. Będę u cioci Houton.
- Dobrze, panienko.
Kamerdyner odprowadził ją do powozu i bezszelestnie zamknął za nią drzwi, ale
Evelyn wypuściła powietrze z płuc, dopiero, kiedy kareta ruszyła krótkim podjazdem. Dzięki
Bogu! JuŜ dość się nasłuchała, Ŝe zaprzepaściła szansę oczarowania lorda i lady Gladstone.
Gdyby brat wysłał ją z kolejną misją albo spróbował pouczać, z kim ma rozmawiać u ciotki,
uciekłaby z Londynu i wstąpiła do cyrku.
Powóz z turkotem potoczył się w dół Chesterfield Hill i skierował na północ. Dom
wujostwa od tak dawna naleŜał do rodu Houtonów, Ŝe centrum Mayfair, modnej dzielnicy
Londynu, zdąŜyło znacznie się od niego oddalić. Mi-
14
mo nowego sąsiedztwa nadal był imponujący, a jeśli ciotka Houton chciała odgrodzić się od
kupców i radców prawnych, po prostu zaciągała story.
Piętnaście minut później stangret skręcił w Great Titch-field Road,- swój ulubiony skrót, a
Evie zobaczyła przez okno sierociniec Ufne Serce, dawne koszary armii królewskiej.
Wysokie, długie i szare gmaszysko ciągnęło się wzdłuŜ lewej strony ulicy.
Większość jej znajomych opuszczała zasłonki w powozie i udawała, Ŝe go nie dostrzega. Do
niedawna ponura budowla ją równieŜ przyprawiała o dreszcz, ale kiedyś, zanim uciekła
wzrokiem, Evelyn dostrzegła w oknach dzieci. Wyglądały na ulicę, patrzyły na nią.
Tydzień temu poprosiła Philipa, Ŝeby zatrzymał powóz. Z torebką cukierków i dobrymi
intencjami zbliŜyła się do cięŜkich drewnianych drzwi i zapukała. Dzieci bardzo się
ucieszyły, głównie na widok słodyczy, ale doświadczenie było... pouczające.
Od razu wyraziła chęć złoŜenia następnej wizyty, ale gospodyni obrzuciła ją sceptycznym
wzrokiem i poinformowała, Ŝe kaŜdy wolontariusz musi zostać zatwierdzony przez radę
nadzorczą sierocińca.
Teraz Evelyn wychyliła się przez okno.
- Philipie, zatrzymaj się tutaj, proszę.
Powóz podjechał do krawęŜnika i stanął. Tak się składało, Ŝe tego dnia i o tej godzinie miało
się odbyć posiedzenie rady. Gdy stangret otworzył drzwi, Evie wstała.
- Zaczekaj na mnie - rzuciła przez ramię i ruszyła przez ruchliwą ulicę w stronę wysokiego,
przytłaczającego budynku.
Tam wreszcie mogła zrobić coś poŜytecznego. Niemiła gospodyni spojrzała na nią ze
zdziwieniem.
- Słucham?
- Mówiła pani, Ŝe dziś zbiera się rada.
- Tak, ale...
15
- Chciałabym omówić z jej członkami pewną sprawę.
Kobieta nadal patrzyła na nią nieufnie, więc Evie zastosowała jeden z ulubionych i
skutecznych gestów brata: uniosła brew. Po długiej chwili wahania gospodyni poprowadziła
ją ku krętym schodom.
Idąc za nią, Evelyn starała się opanować niepokój. Nienawidziła publicznych wystąpień,
zwykle zaczynała się jąkać. Z drugiej strony, wzdrygała się na myśl o bezczynności albo
braniu udziału w niezliczonych nudnych przyjęciach Victora, póki brat nie znajdzie sobie
Ŝony, która przejmie od niej ten obowiązek. Mogłaby wreszcie zrobić coś dla siebie i dla
dzieci, biednych i samotnych w ponurych koszarach z szarego kamienia.
- Proszę tu zaczekać - powiedziała gospodyni. Obejrzawszy się przez ramię, jakby chciała
sprawdzić, czy dziewczyna nie rozmyśliła się i nie uciekła, kobieta zahukała do wielkich
dębowych drzwi. Gdy usłyszała pomruk męskich głosów, weszła do pokoju.
Evie zerknęła na zegar wiszący na ścianie. Ciotka oczekiwała jej dziś rano, więc
pewnie wkrótce zawiadomi Victora, Ŝe Evelyn Marie nie pojawiła się na Politycznej Herbatce
śon z West Sussex. Idiotyczna nazwa dla grupy znudzonych dam, które na cotygodniowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewunia87.pev.pl