Żywczyński M. - Historia powszechna [1789-1870], Historia.Powszechna.podręczniki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mieczysław Żywczyński
Historia Powszechna 1789 - 1870
Przedmowa do siódmego wydania
Zapotrzebowanie na książkę ks. Mieczysława Żywczyńskiego nie maleje, mimo że dzieło liczy sobie już
ponad dwa dziesiątki lat. Przyczyna jego powodzenia, nie tylko w kręgach wyższych uczelni, tkwi przede
wszystkim w wartości tej chyba już klasycznej syntezy. Równocześnie książka ta jest podstawą i punktem
wyjścia do studiów historycznych na różnych etapach i najczęściej trafia do rąk studentów. Już sam choćby
ten fakt rodzi potrzebę uwspółcześnienia jej treści. Nie jest bynajmniej łatwo powiedzieć, na czym ono
powinno polegać i faktycznie polega. Przede wszystkim nie można zapominać, że dzieło powstało za
panowania cenzury, w określonej rzeczywistości społeczno-politycznej. Truizmem byłby tu wywód na temat
wpływu tych okoliczności na formułowanie sądów historycznych. Kwestią dyskusyjną pozostaje zawsze, na
ile autor podporządkował się dogmatycznym schematom, w tym przypadku mającym swe źródło w
materialistycznej teorii dziejów. Ks. Żywczyński niewątpliwie kładzie nacisk na rolę sił społecznych w
procesie historycznym. Wielkie postacie historyczne są wyposażone w cechy osobowe i mają w tym procesie
określone miejsce, wskazane w formie lakonicznych, lecz dosadnych stwierdzeń. W ten sposób historia
pisana przez Żywczyńskiego nie jest anonimowa, a jednocześnie jest ona wolna od, mającej raczej walory
komercyjne, heroizacji postaci. Jasny i ogromnie zwięzły, miejscami zbyt zwięzły styl, niepowtarzalne w
swej wymowie sądy, zdecydowane cięcia, gdy chodzi o eliminowanie pewnych zjawisk z palety
faktograficznej, wszystko to nosi tak wyraziste cechy osobowości Autora, iż zasada nietykalności tekstu
wydaje się oczywista. Pewne uzupełnienia wywodów zawartych w książce wydają się jednak konieczne.
Chodzi nie tylko o alternatywne poglądy proponujące wizję zjawisk dziejowych w wymiarze niezależnym od
obowiązującej w latach siedemdziesiątych filozofii dziejów. Książka bowiem nie może być od nich
całkowicie wolna, przy maksymalnej nawet autonomii Autora. Kluczowym punktem jego rozważań jest siła
napędowa rozwoju społeczno-politycznego. Są nią warstwy wstępujące na arenę dziejową. Rozwój natomiast
identyfikuje się z rewolucją. Dopiero jednak pełna świadomość klasowa proletariatu doprowadzi do
radykalnej zmiany ustrojowej. Ta świadomość zaczyna dojrzewać pod koniec okresu omówionego w książce.
Jej teoretyczne zręby dali Marks i Engels, a także wielu innych działaczy lewicowych. Teoria dialektyczna
Marksa o narastaniu sprzeczności, które doprowadzą do zmian jakościowych, zatem ustrojowych, ma
logiczne uzasadnienie. Ruch robotniczy był niewątpliwie silnym bodźcem przemian społecznych. Postęp
jednak następował w wielu płaszczyznach i w dziedzinie cywilizacyjnej równie wiele zależało od czynników
powodujących zmiany ewolucyjne. Siłą twórczą była tu burżuazja, co zresztą w książce mocno jest
podkreślone, przy jednoczesnym akcentowaniu egoistycznych motywów leżących u podłoża postępu
mieszczańskiego. Kształtowanie się świata trudno jednak zacieśnić do przyczyn związanych ze strukturami
klasowymi. O wiele bardziej, choć zapewne mniej spektakularnie niż to bywa w przypadku rewolucji,
wpływa na to bogato zróżnicowana infrastruktura cywilizacyjna. Jest ona w pewnym sensie klasowo
neutralna. Należą do niej obok imponderabiliów, jak mentalność. sfera ideologiczno-światopoglądowa,
religijna czy nawet świadomość narodowa, tradycja historyczna i wiele innych. Ta "Ideengeschichte" w
książce się często gdzieś gubi. I choć trudno zaprzeczyć całkowicie wpływowi bytu na kształtowanie
świadomości, to jednak bez paralelnego uznania odwróconego sensu tej tezy niełatwo zrozumieć procesy
dziejowe. Każda synteza odsyła do dalszej lektury. Niniejsza nie stanowi wyjątku. Załączona bibliografia jest
ogromna. Autor dokonał wyboru syntez, nawet starszych, przez co zasygnalizowano rozwój historiografii. Z
monografii przytoczył chyba głównie te, do których w treści dzieła istnieje bezpośrednie odniesienie.
Uzupełnienie literatury za okres 20 lat było więc postulatem oczywistym. Natomiast inne zagadnienie, i tu
decydujący był już sąd subiektywny wydawcy, stanowi dobór literatury ilustrującej poszczególne wątki
książki. Nie ograniczono się tu do kryterium zastosowanego przez Autora, ale sięgnięto do wybitniejszych
monografii problemowych. Ich liczba wzrosła znacznie w stosunku do wydania pierwszego. Racje takiej, a
nie innej selekcji są, jak już wspomniano, subiektywne, ale tylko do pewnego stopnia. Równie ważnym
motywem była chęć wzbogacenia warsztatu, użytecznego może nie tyle dla przygodnego czytelnika, ile dla
zawodowego historyka, zwłaszcza początkującego... Pierwsza edycja książki ks. Żywczyńskiego zbiega się z
datą urodzin przeciętnego studenta, do którego rąk trafi wydanie siódme. Wielu potraktuje książkę jako
podręcznik uniwersytecki (Autor tego określenia nie tolerował). Poglądy na dzieje będące przedmiotem
rozważań ks. Żywczyńskiego zasadniczo się nie zmieniły. Rewizja ich jednak z pewnością nastąpi pod
wpływem przemian w dziedzinie ustrojowo-politycznej. Książkę trzeba więc będzie konfrontować z
wynikami badań, które dopiero są w zalążku. Nie po to, by rewidować faktografię. Z pewnością jednak, by
odczytać na nowo sens dziejów w świetle doświadczeń, które przecież są i muszą być udziałem kolejnych
pokoleń. Pozostaje mi do spełnienia miły obowiązek wyrażenia szczerej wdzięczności Seton Hall University
w South Orange New Jersey (USA) za stworzenie warunków, zwłaszcza technicznych, dzięki którym
mogłem z dużą oszczędnością czasu i trudu uzupełnić bibliografię i dokonać kwerendy potrzebnej do
redakcji dzieła. Zygmunt Zieliński Wstęp Książka niniejsza daje próbę syntezy dziejów powszechnych
okresu 1789-1870. Takie ujęcie wymaga jednak paru wyjaśnień. Przede wszystkim nie ma zgody wśród
historyków na temat, co to jest historia powszechna. W pracy swej starałem się uwzględnić dzieje wszystkich
części świata z tego powodu, że już od XVIII w. można mówić o coraz żywszych kontaktach Europy nie
tylko z Ameryką, lecz także z krajami Azji, częściowo zaś również i Afryki. Jest jednak rzeczą zrozumiałą,
że najwięcej miejsca poświęciłem Europie i Stanom Zjednoczonym. Dzieje Polski przedstawiłem tylko w
najogólniejszym zarysie, o ile to było konieczne dla wykazania ścisłego ich związku z dziejami innych
państw i narodów. Podobnie potraktowałem dzieje Rosji w przekonaniu, że i ten ważny przedmiot musi być
studiowany specjalnie, tego studium, podobnie jak i studium historii Polski, nie mogą przecie zastąpić nawet
najobszerniejsze ustępy, poświęcone im w książce o historii powszechnej. Poza tym główną uwagę
zwracałem oczywiście na rozwój ekonomiczno-społeczny i kulturalny, ale sporo miejsca poświęciłem także
historii politycznej ze względu na znaczną rolę, jaką odgrywa ta dziedzina w wykształceniu dzisiejszego
Czytelnika. Szczególny nacisk położyłem przy tym na związki łączące poszczególne narody, na zjawiska
wspólne i na cechy swoiste każdego z nich. Dzieje omawiane przeze mnie zamykają się w latach 1789-1870,
choć zdaję sobie sprawę z tego, że zagadnienie podziału historii powszechnej na okresy nie dla wszystkich
historyków przedstawia się jednakowo. Nikt chyba nie wątpi w przełomowe znaczenie Wielkiej Rewolucji
Francuskiej dla dziejów Europy, ale powstaje pytanie, czy rewolucji tej nie łączyć raczej z dziejami
Oświecenia, którego była w pewnym sensie kontynuacją i zarazem uwieńczeniem. Niektórzy badacze sądzą,
że jako oddzielny okres, jako "wiek XIX" historii powszechnej, można wydzielić okres 1815-1914. Wydaje
się jednak, że takie ujęcie, słuszne może z punktu widzenia historii politycznej, jest mniej uzasadnione z
punktu widzenia historii gospodarczo-społecznej. Pod koniec XVIII w. zaczęła się rewolucja przemysłowa w
Anglii, na początku w. XIX we Francji, a stopniowo i w innych krajach. Około 1870 r. mamy już panowanie
przemysłu maszynowego w wielu państwach Europy i w Stanach Zjednoczonych. Poza tym od końca XVIII
w. zaczyna się intensywna walka burżuazji z reliktami ustroju feudalnego, a w związku z tym pojawia się tak
charakterystyczna dla całego już następnego biegu lat ideologia, zwana liberalizmem. Podobnie jest z
rozwojem nowożytnych ruchów narodowych. Ich początków należy oczywiście szukać znacznie wcześniej,
ale nie ulega wątpliwości, że od początku XIX w. głównie od czasów napoleońskich, weszły one w nową
fazę. Podobnie i trzecie najbardziej charakterystyczne dla czasów nowożytnych zjawisko, socjalizm. pojawia
się, ściśle biorąc, nie dopiero po 1815 r., lecz już pod koniec XVIII w. (Babeuf, Buonarroti). Z tych
wszystkich względów wydaje się, że czas od 1789 r do 1870 r. można uważać za okres dziejów, stanowiący
pewną zwartą całość. Rzecz jasna, że nikt nie będzie się jednak upierał przy znaczeniu dat szczegółowych, tj.
1789 i 1870 r., bo ściśle biorąc pierwsza nowożytna rewolucja burżuazyjna zaczęła się w Ameryce już w
1776 r., a choć wydaje się, że była ideowo związana z filozofią Oświecenia i z ideologią rewolucji
angielskich XVII w., to jednak bez tej rewolucji amerykańskiej nie sposób zrozumieć rewolucji burżuazyjnej
we Francji. To prawda, ale dodać też trzeba, że wyraz swój ideologia rewolucyjna amerykańska znalazła w
konstytucji z 1787 r., a zatem i w dziejach Stanów Zjednoczonych w końcu lat osiemdziesiątych XVIII w.
zaczyna się nowy okres. Dla krajów pozaeuropejskich, a nawet i niektórych europejskich, przyjęte w książce
niniejszej daty graniczne nie mają oczywiście tego samego znaczenia, nie można jednak powiedzieć, by go
nie miały w ogóle, zwłaszcza gdy chodzi o datę końcową. Przecież w 1865 r. zakończyła się wojna secesyjna
amerykańska i w roku tym zbudowano kolej transkontynentalną amerykańską, łączącą dwa oceany. W latach
sześćdziesiątych XIX w. miały miejsce ostatnie interwencje zbrojne państw europejskich w Ameryce
Łacińskiej, po 1865 r. zaczął się zarazem okres intensywnych prób ze strony Stanów Zjednoczonych
uzależnienia jej od siebie. W latach sześćdziesiątych zaczęła się także utrwalać zależność Chin od państw
kapitalistycznych Europy, w 1868 r. został ostatecznie stłumiony największy w dziejach nowożytnych Chin
bunt chłopów. W latach 1868-1871 dokonała się rewolucja wewnętrzna w Japonii, zaczął się okres
kapitalizmu. W latach 1864-1873 Rosja utrwaliła swe panowanie w Azji Środkowej. W ogóle zresztą w
latach sześćdziesiątych państwa kapitalistyczne wchodzą w fazę energicznej walki o kolonie zamorskie, o
podział świata. W sumie biorąc, choć to ostatnie zjawisko występuje jaskrawo dopiero w okresie następnym,
to jednak można powiedzieć, że także w dziejach Azji i Afryki zaczyna się około 1870 r. nowy okres historii.
Jako próba syntezy książka niniejsza musi być w pewnym sensie uproszczeniem opisu spraw bardzo często
skomplikowanych, a zarazem selekcją faktów i zjawisk. Opis, być może, nie zawsze jest jasny. Selekcja
może nie zawsze trafna, a w każdym razie nie zawsze dla wszystkich przekonująca. Takie niebezpieczeństwo
grozi jednak każdej syntezie, tym bardziej gdy jest ona dziełem jednego autora i gdy autor ten tylko w
minimalnym stopniu mógł się oprzeć wprost na źródłach i własnych badaniach, na ogół zaś dał tylko
podsumowanie badań cudzych. Książka została pomyślana przede wszystkim jako pomoc dla studentów
historii, choć może wydać się im zbyt obszerna. Sądzę jednak, że chcąc z niej korzystać jako z pomocy do
egzaminu mogą łatwo niektóre partie opuszczać, zwłaszcza gdy chodzi o kraje i państwa mniej interesujące.
Ich dzieje znalazły się w tej książce dlatego, że autorowi chodziło nie o podręcznik w ścisłym znaczeniu, ale
o zarys dziejów powszechnych. Na końcu podaję dość obszerną bibliografię, ograniczając się jednak tylko do
pozycji książkowych, a poza tym takich, które mają charakter zasadniczy. Prace popularnonaukowe cytuję
tylko w tym wypadku, jeśli nie ma lepszych ściśle naukowych, zwłaszcza gdy chodzi o literaturę polską.
1789-1815 Rozdział pierwszy Francja przed rewolucją Już w drugiej połowie XVIII w. kapitalizm w Anglii,
Francji i Holandii doszedł do takiego rozwoju, a filozofia Oświecenia wśród klas wyższych tak była
rozwinięta, że istniejące dotąd w tych państwach feudalne formy ustrojowe stawały się coraz większą
anomalią i musiały ustąpić pod naporem nowej klasy społecznej, burżuazji. Inaczej się to dokonało we
Francji niż w Anglii lub Holandii, które były już krajami zaawansowanymi w rozwoju kapitalistycznym. W
pierwszym z nich wstrząs był bardzo gwałtowny, gdyż tu kapitalizm natrafił na większe przeszkody, na
większy konserwatyzm ekonomiczny i społeczny rządzących czynników feudalnych. Dlatego też, choć w
związku z rozwojem kapitalizmu w Europie wszystkie prawie kraje europejskie przeszły przez stadium
rewolucji burżuazyjnej, to jednak we Francji była ona najbardziej gwałtowna. W historiografii w. XIX
nazwano ją Wielką Rewolucją Francuską lub po prostu Wielką Rewolucją i nazwy te, mimo rewolucji
październikowej w Rosji w 1917 r. utrzymały się częściowo dotąd, choć druga z nich jest zbyt ogólnikowa.
Należałoby mówić o Wielkiej Francuskiej Rewolucji Burżuazyjnej, choć ściśle biorąc, obejmuje się tą nazwą
kilka rewolucji, jakie odbyły się we Francji w latach 1789-1799. Francja przed 1789 r. uchodziła za jedno z
najpotężniejszych państw europejskich, choć jej obszar w Europie był nieco mniejszy niż obecnie. Nie
należało do Francji miasto Awinion i hrabstwo Venaissin, poza tym kilka znacznych posiadłości należało do
książąt Rzeszy Niemieckiej, formalnie zatem nie podlegało władzy króla francuskiego. Biskup strasburski
natomiast, mając swą rezydencję we Francji, władał na wschód od Renu nad terytorium, które wchodziło w
skład Rzeszy Niemieckiej. Położona na pograniczu francusko-hiszpańskim na południowych stokach
Pirenejów Andora była państwem autonomicznym, w którym król francuski mianował swego namiestnika w
porozumieniu z hiszpańskim biskupem z Urgel. Nieokreślona za to była sytuacja prawno-polityczna leżącej
również na pograniczu hiszpańskim na północ od Pirenejów Nawarry. Jeszcze w 1789 r. jej przedstawiciele
oświadczyli we francuskim Zgromadzeniu Narodowym, że ich kraj jest państwem od Francji niezależnym.
Przed 1789 r. Francja była jednym z najludniejszych krajów w Europie. Miała wraz z Korsyką około 26 000
000 mieszkańców. tj. dwa razy więcej niż Wielka Brytania w Europie (ok. 13 000 000) i przeszło dwa razy
więcej niż Hiszpania (ok. 10000000). Dorównywała Austrii (27000000) i niemalże osiągała liczebność
ludności europejskiej Rosji (ok. 28000000), ale za to miała nad nimi tę przewagę, że ludność jej była bardziej
jednolita. Istniały wprawdzie znaczne różnice kulturowe i nawet językowe między różnymi krajami Francji.
Chłop z Normandii tylko z ogromnym trudem mógł się porozumieć z chłopem gaskońskim, tym bardziej że
większość ludzi na wsi nie posługiwała się francuskim językiem literackim - ale mimo to mieszkańcy Francji
stanowili społeczność dość zwartą pod względem etnicznym i religijnym, a to ostatnie było w XVIII w. nader
ważne. We Francji ówczesnej 97% ludności zaliczało się do Kościoła katolickiego, a większość tej ludności,
tj. około 84%. mieszkała na wsi. Kraj miał bowiem jeszcze charakter rolniczy. Spośród miast na czoło
wysuwał się Paryż ze swoją przeszło półmilionową ludnością, ustępując w Europie tylko Londynowi
(przeszło 900000) i Stambułowi (ok. 600000). Pod względem społeczno-prawnym Francja była państwem
stanowym. Rozróżniano tylko trzy stany: kler, szlachtę i całą resztę ludzi wolnych, których oznaczano
ogólnie mianem stanu trzeciego. Pod względem ekonomicznym jednak sytuacja była bardziej złożona.
Ogólna liczba duchowieństwa świeckiego wynosiła ok. 70000 osób. Zakonników i zakonnic było w sumie
ok. 60000. Duchowieństwo korzystało z 4 ważnych przywilejów: honorowego (pierwszeństwo przed
wszystkimi), kultowego (tylko kult katolicki był publiczny), sądowniczego (księża mogli być sądzeni tylko
przed sądami duchownymi) i podatkowego. Do Kościoła należało 10% ziemi uprawnej we Francji, miał on
poza tym dochody z dziesięcin, jałmużn, różnego rodzaju rent, co obliczano przeciętnie na 180000000 do
200000000 liwrów rocznie. Powołując się na średniowieczną tradycję prawną, zwalniającą Kościół od
ciężarów publicznych i ze względu na to, że utrzymywał on szkoły, szpitale i przytułki (choć miały one
specjalne uposażenie), duchowieństwo było zwolnione od większości podatków, a w krajach przyłączonych
do Francji od XVI w. zrównane pod tym względem ze szlachtą. W zamian za to kler płacił państwu rocznie
tzw. zwykłą dziesięcinę, decima ordinaria, Od 400000 do 500000 liwrów oraz uchwalaną co pewien czas
tzw. ofiarę darmową, donum gratuitum. Jej wysokość nie była ustalona. W 1775 r. uchwalono np. dać
państwu 16000000 liwrów, a w 1780 r. aż 30000000, ale w niektórych latach nie dawano nic. Przeciętnie
zatem w ciągu ostatnich czterech lat przed 1789 r. państwo otrzymywałoby 4250000, gdyby nie to, że na
wpłatę ofiary darmowej zaciągano pożyczki, na których amortyzację pożyczano z kolei od państwa. W 1784
r. duchowieństwo było winne państwu z tego tytułu 134000000 liwrów. Faktycznie zatem z tego źródła
państwo nie otrzymywało prawie nic. Pod względem społecznym kler był bardzo zróżnicowany. Biskupem
tylko wyjątkowo mógł zostać nie szlachcic. Od 1783 r. wszystkie biskupstwa a było ich 130, jeśli nie liczyć
czterech na Korsyce, były obsadzone przez szlachtę, niektóre z nich zresztą były faktycznie zarezerwowane
tylko dla członków rodzin magnackich, wszystkie zaś - na ogół biorąc - były dobrze, choć niejednakowo
uposażone. W odmiennej sytuacji materialnej znajdował się kler parafialny, rekrutujący się przeważnie z
mieszczan i chłopów. Większość dochodów z lepszych parafii musiał on oddawać rekrutującym się ze
szlachty patronom, biskupom, kapitułom, opatom, poza tym ponosił ciężary na rzecz państwa, on bowiem
musiał się składać na ofiarę darmową i na zwykłą dziesięcinę. Wskutek tego wielu księży żyło w biedzie i
prowadziło tryb życia na poziomie chłopów, patrząc często z zazdrością na bogactwa biskupów, opatów i
członków kapituł. Nic też dziwnego, że wielu księży znalazło się potem w szeregach rewolucjonistów.
Drugim stanem była szlachta. I wśród niej występowało znaczne zróżnicowanie. W zasadzie dzieliła się na
szlachtę rodową (noblesse de race), czyli szlachtę po mieczu (noblesse d'epee) i szlachtę urzędniczą (noblesse
de robe). Szlachcicem rodowym był ten, kto się urodził z ojca szlachcica. W skład "szlachty z ubrania"
można było wejść przez piastowanie niektórych urzędów w sądownictwie królewskim i w administracji,
ponieważ zaś we Francji ówczesnej, jak w całej zresztą niemal Europie, urzędy można było kupować, przeto
wielu ludzi z burżuazji dzięki pieniądzom weszło w szeregi szlachty urzędniczej. Przywileje szlachty dzieliły
się na honorowe i ekonomiczne. Do pierwszych należało prawo do posiadania herbu, do noszenia szpady, do
specjalnej ławki w kościele. Od 1781 r. oficerem w wojsku mógł zostać tylko szlachcic, poza tym tylko dla
szlachty były dostępne stanowiska biskupów. Do przywilejów ekonomicznych należało zwolnienie szlachty
od wielu podatków (np. pogłównego) i ciężarów (szarwarki). Ale sytuacja ekonomiczna i moralna szlachty
nie była jednakowa. Pod tym względem można było szlachtę podzielić na trzy grupy. Na czele szła szlachta
dworska (noblesse de cour), właściwie arystokracja rodowa, dość nieliczna, bo licząca tylko ok. 4000 rodzin.
Dawna tradycja frondy nie wygasła wśród niej całkowicie. Niezadowolenie miało zresztą ustawiczną
podnietę wskutek kurczących się dochodów tej warstwy. Mieszkając stale w Paryżu lub Wersalu, w cieniu
dworu królewskiego i dzięki niemu rozpróżniaczona, arystokracja ta interesowała się głównie życiem
dworskim, zajmowała się intrygami i plotkami, wyładowując swe niezadowolenie w krytykowaniu
wszystkiego, a w stosunku do króla przyjmując postawę służalczą na zewnątrz, a ironiczną, często złośliwą w
rozmowach Zaocznych. Ściśle biorąc, ta grupa społeczna utraciła wiarę w sens dotychczasowego porządku
rzeczy, ale ograniczała się tylko do jałowej krytyki. W istocie pragnęła jedynie zwiększenia swoich
dochodów i możności odgrywania większej roli politycznej. Ludwik XIV ściągnął tę szlachtę do stolicy dla
dobra monarchii, ale bezpośrednio przed 1789 r. wychodziło to monarchii na szkodę. Wspaniałe pałace i
pełne roztaczających ogromny przepych próżniaków salony ostro kontrastowały z nędzą wielkiego miasta,
jakim był Paryż. Kontrast ten musiał się rzucać w oczy i jego mieszczaństwu, ciężko pracującemu na chleb, i
plebsowi, często głodującemu. Wywoływał zatem rozgoryczenie i niechęć do panującego ustroju i do
monarchii. Przebywająca na wsi szlachta rodowa była ogromnie zróżnicowana pod względem
ekonomicznym. Część żyła dostatnio w swoich zamkach i pałacach, utrzymując się z czynszów
dzierżawnych i zajmując się głównie polowaniem, zabawami i grą w karty, a więc w gruncie rzeczy
prowadząc życie równie próżniacze, jak szlachta dworska. Majątek szlachecki na wsi na mocy prawa
pierworództwa dziedziczył najstarszy syn, dla młodych szukano posad w wojsku lub w Kościele, choćby nie
mieli nawet do tych zajęć żadnego pociągu, albo też i wydzielano im kawał ziemi, z reguły o wiele mniejszy
niż własność syna najstarszego. W ten sposób jednak rodzony brat bogatego właściciela mógł być właściwie
biedakiem, zajęcie się handlem lub przemysłem groziło bowiem odebraniem przywilejów szlacheckich.
Część szlachty z konieczności oddawała się tym zajęciom, deklasując się w ten sposób, ale większość tworzy
"plebs szlachecki", żyjący na poziomie chłopów, ciężko pracujący, a w związku ze świadomością
przynależności do klasy wyższej rozgoryczony na wszystkich i wszystko. Ta biedota herbowa zazdrościła
bogatej szlachcie i bogatym mieszczanom, choć tymi ostatnimi pogardzała. Z niechęcią też patrzyła na
bogatych duchownych, należących do tej samej klasy społecznej. Do szlacheckiego plebsu należała jednak i
masa szlachty, która nie miała nawet kawałka ziemi, wegetowała na dworach wielkich panów, na
stanowiskach niższych oficerów w armii lub chwytając się jakiegokolwiek zajęcia. Z ogółem szlachty łączyły
ich herby, ambicje i pretensje, a oddzielała bieda. Z tej grupy rekrutowało się najwięcej ludzi
niezadowolonych ze wszystkiego, nieubłaganych krytyków, libertynów i sceptyków religijnych, urodzonych
rewolucjonistów. Trzecią z kolei w porządku znaczenia honorowego była szlachta urzędnicza. Szlachta
rodowa odnosiła się do niej niechętnie, niekiedy nawet wrogo, odmawiała jej zwykle tytułu szlacheckiego,
oburzała się z powodu nadawania noblesse de robe urzędów zarezerwowanych dla "prawdziwej" szlachty. W
rzeczywistości jednak znaczenie szlachty urzędniczej było ogromne, miała bowiem wielkie majątki i
wyróżniała się wykształceniem. Przez opanowanie parlamentów, tj. najwyższych sądów królewskich, jedynie
ona mogła częściowo ograniczać samowolę królewską, gdyż rozporządzenia królewskie obowiązywały
dopiero od chwili ich zarejestrowania przez parlament paryski, a rozporządzenia władz na prowincji dopiero
po zarejestrowaniu ich przez odpowiedni parlament prowincjonalny. Świadoma swej potęgi, ale zdająca
sobie zarazem sprawę z niechęci ku sobie szlachty rodowej, szlachta urzędnicza była w opozycji w stosunku
do tradycji feudalnej i do władzy monarszej, która dawała pierwszeństwo szlachcie rodowej. Słynny
Montesquieu należał do tej właśnie szlachty z ubrania. Charakterystyczne dla stosunków ówczesnych było to,
że choć nosił wspaniały tytuł: Karol de Secondat baron de la Brede et de Montesquieu, uważany był jednak
za coś gorszego niż zwykły szlachcic, którego jedynym tytułem do znaczenia było urodzenie. Ale mimo jej
stanowiska antyfeudalnego, szlachta urzędnicza nie była czynnikiem postępu, w stosunku do stanu trzeciego
żywiła bowiem, na ogół biorąc, jeszcze większą niechęć niż szlachta rodowa. Była to często niechęć
parweniuszów, ludzi świeżo awansowanych, chcących zatrzeć swą niedawną przynależność społeczną i
drażliwych na wszelkie uchybienia kastowe. Ludzie ci podkopywali znaczenie szlachty rodowej, ale łączyli
się z nią, gdy chodziło o obronę wspólnych przywilejów szlacheckich. Trudno podać dokładnie liczbę
szlachty przed rewolucją, najprawdopodobniej było jej od 170 000 do 200 000. Poza duchowieństwem i
szlachtą resztę narodu, tj. 99%, nazywano stanem trzecim, ale pod względem prawnym zaliczali się do niego
tylko mieszczanie i wolni chłopi. Mieszczaństwo było jeszcze bardziej zróżnicowane niż szlachta i kler. Pod
względem ekonomicznym można wyróżnić wśród mieszczan w zasadzie parę grup społecznych. Do
pierwszej należeli bogaci kupcy i przemysłowcy. Francja ówczesna była krajem uprzemysłowionym,
przeważał wprawdzie drobny przemysł chałupniczy, ale w XVIII w. rozwijały się także szybko manufaktury.
Rozwijało się też górnictwo, kopalnie rudy żelaza, węgla, cynku, miedzi. Słynne były tkaniny jedwabne i
płótna francuskie, tapety, koronki, mydło, szkło i wyroby metalowe. Stosowanie w przemyśle wynalazków
angielskich, obok licznych własnych, sprawiło, że przemysł francuski przekształcił się stopniowo w
manufakturowy, zatrudniając setki robotników. Pozostawał on wprawdzie w tyle za angielskim, jednak mimo
to i we Francji dał podstawę do wytworzenia się bogatej burżuazji przemysłowej. Jeszcze bogatsza była
burżuazja handlowa, głównie dzięki handlowi wschodniemu (handel lewantyński - od levant - wschód - z
franc.) i z koloniami. W handlu lewantyńskim Francja zajmowała pierwsze miejsce w Europie. Port w
Marsylii był głównym pośrednikiem między Persją i Turcją a Europą Zachodnią. Podobną rolę odgrywały
porty w Bordeaux i w Hawrze, w mniejszym stopniu także w Nantes w stosunku do kolonii amerykańskiej,
choć tu Francuzi natrafili na poważną konkurencję angielską. Francuski import z kolonii amerykańskich
wzrósł siedmiokrotnie w latach 1715-1789, zwłaszcza należąca do Francji od 1697 r. zachodnia część wyspy
Haiti stała się perłą korony francuskiej, głównie dzięki plantacjom trzciny cukrowej, na których pracowali
niewolnicy murzyńscy. Wraz z burżuazją przemysłową i kupiecką, najbogatszą grupę społeczną we Francji
tworzyli właściciele plantacji, handlarze niewolników i bankierzy. Oni też właściwie byli głównymi
wierzycielami korony, bo tylko od nich mógł pożyczać król, skoro szlachta była przeważnie zadłużona, a
ofiara darmowa od kleru praktycznie nic nie dawała. Oni też głównie ratowali finanse państwa, zdając sobie
jednak zarazem sprawę ze swego znaczenia, ale też i tym bardziej przykro odczuwając swą niższość
społeczną w stosunku do dwóch pierwszych stanów i samowolną a fatalną politykę gospodarczą korony i jej
uwarunkowanie feudalne. Taką pozostałością czasów feudalnych było m.in. istnienie wewnątrz kraju
mnóstwa komór celnych na granicach prowincji, rozmaitych opłat wewnętrznych, różnego rodzaju, zależnie
od prowincji i utrudnień, co sprawiło, że czasem było łatwiej towar jakiś importować z zagranicy niż
przewieźć z prowincji do prowincji. Do trzeciej grupy mieszczaństwa należy zaliczyć intendentów prowincji,
i poborców podatkowych, wyższych urzędników skarbowych i sądowych, a więc grupę urzędniczą, ściśle
związaną z aparatem państwowym. Przy pomocy głównie tej grupy królowie francuscy narzucili krajowi
władzę absolutną. Ta właśnie grupa faktycznie kierowała państwem, decydowała o ciągłości jego polityki.
Francja XVIII w. była państwem w wysokim stopniu biurokratycznym, a jednak grupy tej nie uważano za
kierowniczą, a jej rola społeczna była drugorzędna. Urzędnicy angielscy na analogicznych stanowiskach
również nie należeli do grupy pod względem społecznym uprzywilejowanej, ale byli bogaci, mieli ogromne
dochody. Urzędnicy pruscy i austriaccy byli skąpo wynagradzani, ale mieli odpowiednie do swoich funkcji
znaczenie społeczne. Inaczej było we Francji, gdzie urzędnik mógł co prawda wejść do warstwy szlachty
urzędniczej, ale tylko wyjątkowo, na ogół zaś - pozostając na swoim stanowisku - był uważany za coś
gorszego niż przeciętny szlachcic czy ksiądz. Działo się tak dlatego, że obciążone ideologią feudalną państwo
po prostu sprzedawało urzędy więcej dającemu, nie doceniało znaczenia biurokracji, traktowało ją jako
przejściowych najemników, co jednak z kolei sprawiało, że i mieszczańscy urzędnicy państwowi nie
poczuwali się wcale do odpowiedzialności za państwo, za jego politykę. Sprawowane przez siebie funkcje
uważali tylko za środek utrzymania, a krytykując rząd, któremu służyli i którego błędy widzieli jaśniej niż
ogół, podkopywali zarazem autorytet władzy państwowej. Czwartą grupą mieszczańską byli ludzie
wykonywający tzw. wolne zawody: adwokaci, lekarze, nauczyciele, literaci, dziennikarze, uczeni, w sumie
biorąc, grupa ogromnie niejednolita, ale na ogół niezależna od państwa, twórcy a częściej propagatorzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewunia87.pev.pl