§ Dave Laura - Slubu nie bedzie!, Kuciapka123

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
D
AVE
L
AURA
Ś
LUBU NIE BĘDZIE
!
Czy każdy związek jest losem na loterii, czy też niektórzy ludzie są
sobie przeznaczeni? Nad tym właśnie rozmyśla Emmy Everett,
bohaterka czarującego i niekonwencjonalnego debiutu Laury Dave.
Unikając łatwych rozwiązań, autorka w swoje powieści w ujmujący
sposób zgłębia nasze romantyczne wybory. Ślubu nie będzie! jest
zabawną, romantyczną historią o miłości i lojalności. Jej bohaterka to
dziewczyna pełna rozterek, ale również odważna w poszukiwaniu
swojego miejsca.
Uciekająca panna młoda Emmy Everett zrywa zaręczyny. Zaszywa
się w spokojnej nadmorskiej osadzie, gdzie pracuje w sklepie
wędkarskim i zbiera materiały do filmu dokumentalnego o żonach
rybaków. Mijają trzy lata i Emmy wybiera się do rodzinnego
miasteczka na ślub swojego ukochanego brata Josha. Jest
wstrząśnięta, kiedy trzy dni przed uroczystością dowiaduje się, że jej
mądry i zawsze pewny siebie brat ma wątpliwości, czy chce się żenić i
czy na pewno ze swoją narzeczoną. Przed ślubem Emmy wraz z
Joshem wybierają się w wielogodzinną podróż samochodem na
spotkanie z tajemniczą ukochaną brata, Elizabeth, by zdecydował
się, kto jest prawdziwą miłością jego życia.
N
ARRAGANSETT
,
R
HODE
I
SLAND
Powiedziała sobie, że nie odejdzie, jeśli on choć raz jej dotknie. Powiedziała sobie,
że jeśli tej nocy przez sen przygarnie ją do siebie albo położy dłoń na jej nodze, albo
na kolanie, przytuli twarz do twarzy, nogą oplecie jej nogę, przyciśnie usta do jej
karku, dłonią pogładzi jej brzuch, ramię wyciągnie wzdłuż jej biodra, biodro przy-
sunie do jej nogi, głowę wtuli w jej ramiona, policzkiem pogładzi jej szyję - wytrwa
przy nim. Miał tyle możliwości! I Emmy zostałaby z nim na zawsze. ^Jiżytrwałaby i
pozostała mu wierna. Tu.
Tu, to znaczy gdzie? Bo przecież nie w domu. Nie byli w domu. To był piątek przed
Świętem Niepodległości. Na zewnątrz było trzydzieści osiem stopni Celsjusza, a oni
zatrzymali się w przydrożnym motelu na południu Rhode Island, w drodze do Maine
do jego rodziców. Chcieli tam spędzić świąteczny weekend. Nie mieli zamiaru
zatrzymywać się w drodze, ale wyjechali z miasta później, niż zaplanowali, bo
przeciągnęło się jej spotkanie z organizatorką przyjęcia weselnego i on był o to zły.
A potem ona była zła, bo - czy naprawdę musi mu o tym przypominać? - po
pierwsze, to nie ona chciała hucznego wesela. Chciała ślubu tylko we dwoje, gdzieś
na urwistym brzegu, może w Nowym Meksyku, wysoko nad poziomem morza,
gdzie gliniane chatki wtapiają się w wysuszoną ziemię.
Emmy odwróciła się na plecy. Tutejsze prześcieradła były sztywne. Alarm
przeciwpożarowy tkwił wprost nad jej głową. Obok leżał pilot do telewizora.
Kolejność była następująca: ona, pilot do telewizora, on. On również leżał na
plecach. Gdyby włączyła telewizor, nawet by się nie obudził. Gdyby wstała, ubrała
się i poszła po colę do automatu na korytarzu, też by się nie obudził. Gdyby usiadła
z colą na zewnątrz przy basenie i spędziła tam godzinę lub dwie, nie obudziłaby go
jej nieobecność.
Gdyby sam się obudził i spostrzegł, że jej nie ma, mógłby poczuć niepokój, ale nie
dość silny, żeby pójść jej szukać. Najpierw wziąłby prysznic. Posłuchałby radia,
żeby wiedzieć, jaki jest dziś ruch na drodze. Zadzwoniłby do rodziny z
wiadomością, o której mają się ich spodziewać. Czekałby.
A kiedyś było inaczej. Emmy była tego świadoma. Tak samo jak tego, że go straci,
jeśli dziś odejdzie. I tak powoli go traciła. Ale jeśli odejdzie dziś, straci go szybko i
bezpowrotnie. Jak dotąd to jej poświęcenie wystarczało, żeby odsuwać ten moment,
utrzymywać ich związek. Matt poczuwał się do lojalności wobec tego rodzaju po-
święcenia. Przecież się z nią żeni, prawda? Wciąż się z nią pokazywał, spał z nią,
spędzał z nią czas i być może, gdyby nie zwracała na niego tyle uwagi, wcale by nie
zauważyła, że dawno przestał ją kochać. Może po jakimś czasie mogłaby
przekonywać samą siebie, że wiąże ich coś w rodzaju miłości, albo on
przekonywałby o tym sam siebie. I kroczyłaby dalej tą samą drogą - będąc z nim i
jednocześnie tęskniąc za nim.
Chyba że opuści go dzisiaj. Gdyby go dzisiaj opuściła, musiałby sam pojechać do
swoich rodziców i oznajmić im, co się stało. Musiałby stanąć przed nimi i sam
wytłumaczyć, że go porzuciła. Musiałby powiedzieć, dlaczego tak się stało. A tego
nigdy by jej nie wybaczył.
O szóstej rano Matt odwrócił się na bok tyłem do niej. Jego dłonie tkwiły gdzieś pod
prześcieradłami. Emmy wysunęła się z łóżka i poszła do łazienki. Umyła zęby i
twarz. Włosy upięła w kok. Długie ciemne włosy myła szamponem dla koni, żeby
były miękkie. Włożyła tę samą brzoskwiniową sukienkę na ramiączkach, którą no-
siła poprzedniego dnia. Jej bardzo blada cera nie wyglądała korzystnie w
zestawieniu z kolorem brzoskwini. Lepiej jej było w odcieniach błękitu, kości
słoniowej i czerwieni.
Wzięła walizkę, która już była spakowana. Zostawiła kluczyki do samochodu i
samochód. Zamknęła za sobą drzwi. Zatrzymała się w recepcji, żeby zapłacić za
pokój. Chciała zostawić liścik, ale nie wiedziała, co napisać. Wzięła więc od
recepcjonistki zapasowy klucz,
wróciła do pokoju, zdjęła brzoskwiniową sukienkę i na powrót położyła się obok
niego.
Teraz leżeli twarzą w twarz.
Trochę przed dziewiątą otworzył oczy. Ciągle zielone oczy. Popatrzył na nią.
Wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka, najpierw zewnętrzną stroną palców,
potem wewnętrzną.
- Czy wiesz, że później ma padać? - zapytała. Matt przecząco potrząsnął głową.
Ziewnął.
- Tak - powiedziała. -1 to bardzo. Ma być wielka burza. Potem powinno się trochę
ochłodzić.
Skinął głową, a jego powieki znów zaczęły opadać. To było dopiero jego pierwsze
przebudzenie. Nastąpią jeszcze, dwa, może trzy, zanim obudzi się na dobre. Jej już
przy tym nie będzie. Zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i położyła go na
poduszce. Znów wysunęła się z łóżka i włożyła brzoskwiniową sukienkę, znów
wzięła walizkę i opuściła pokój hotelowy, tym razem na zawsze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewunia87.pev.pl