§ Gardner Erle Stanley - Perry Mason 84 - Sprawa podzielonego domu, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Erle Stanley
GARDNER
Sprawa podzielonego domu
Przełożyła Agnieszka Bihl
„KB”
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Perry Mason czytał orzeczenie Sądu Najwyższego. Podniósł wzrok, kiedy do
biura weszła jego zaufana sekretarka, Della Street.
Muszę stwierdzić, Delio, że ludzkie zachowanie może doprowadzić do
niezliczonych komplikacji - powiedział. - Obrońca nigdy nie wie, jakie rewelacje
odkryje.
Tak jak na przykład w sprawie Edena Morleya - powiedziała Della, z
leciutkim uśmieszkiem unoszącym kąciki warg.
No właśnie - przytaknął Mason. - Albo... O kim mówiłaś, Delio?
O Morleyem Edenie.
Eden... Eden - powtarzał z namysłem Mason. - Nie pamiętam tej sprawy. O
co w niej chodziło?
Nie pamiętasz, bo jeszcze o niej nie słyszałeś. Eden czeka przed biurem.
Wygląda na mocno zakłopotanego.
A na czym polega jego kłopot?
Pewna piękna kobieta przeciągnęła pięciorzędowe zasieki z kolczastego
drutu przez środek jego domu.
Mason spojrzał jej prosto w oczy.
Czy to on cię nabiera, czy może ty mnie?
Ani jedno, ani drugie. Przez środek jego domu biegnie przegroda z
kolczastego drutu, a owa piękna kobieta mieszka po drugiej stronie zasieków. O ile
dobrze zrozumiałam, ma wspaniałą figurę i lubi się opalać...
Właśnie taka sytuacja dokładnie ilustruje to, co mówiłem - stwierdził
Mason. - Koniecznie musimy usłyszeć całą historię z pierwszej ręki.
Masz spotkanie za piętnaście minut - przypomniała mu Della.
To oznacza, że mój klient chwilę poczeka. Musimy porozmawiać z
Morleyem Edenem.
Della Street zniknęła za drzwiami prowadzącymi do poczekalni i po kilku
sekundach wróciła, eskortując dość krępego trzydziestolatka, uśmiechniętego od ucha
do ucha.
- Pan Mason, pan Eden - dokonała prezentacji i usadowiła się na swoim
krześle.
Eden mocno potrząsnął ręką Masona.
Miło mi pana poznać. Wiele o panu słyszałem i postanowiłem, że jeśli
kiedykolwiek oskarżą mnie o morderstwo, przyjdę do pana. No a teraz wpakowałem
się w prawdziwe kłopoty.
Za piętnaście minut mam spotkanie. Może pan się streszczać, panie Eden? -
rzekł adwokat.
No jasne. Tyle że przeklnie mnie pan za moją głupotę i będzie pan miał
stuprocentową rację. Sam się w to wszystko ubrałem. - Eden opadł na wskazane
krzesło. - Cała sprawa byłaby nawet zabawna, gdyby nie była jednocześnie tak
irytująca.
Mason podsunął mu papierosa, wyjął drugiego dla siebie i zapalił.
Niech pan mówi.
No więc gość nazwiskiem Carson, Loring Carson, zaoferował mi teren pod
zabudowę. Chodziło o dwie działki, które kupił, by potem z zyskiem odsprzedać.
Miałem gotowy projekt domu, a ta ziemia była idealnie położona. Niech pan nie pyta,
czy jestem architektem, bo nie jestem. Amator ze mnie. Lubię wymyślać różne
rzeczy. Zainteresowałem się projektowaniem domów, kiedy poczytałem sobie
magazyny ze zdjęciami nowoczesnych posiadłości - jak to się w nich super żyje i tak
dalej. Carson jest przedsiębiorcą budowlanym. W zamian za kupno gruntu gotówką
zaproponował mi tak korzystny układ, że nie mogłem się oprzeć. Miał mi na tych
działkach w ciągu dziewięćdziesięciu dni postawić dom. Oczywiście, może mnie pan
skląć, ale na pewno nie aż tak, jak ja siebie. Chciałem, żeby zaczęto budować mój
dom. A Loring Carson chciał forsy - cieplutkiej gotówki wprost do rączki.
Sprawdziłem szybko jego dokumenty i odkryłem, że część gruntu należy do niego, a
druga do jego żony. Uznałem, że występuje również w imieniu współmałżonki, więc
dobiłem targu, a on zaczął budowę. Teraz wiem, że za bardzo się pośpieszyłem.
- Jeśli posiadłość Carsonów była wolna od obciążeń
- wtrącił Mason - jakim cudem...
Jego żona wniosła o rozwód.
Ale jeżeli teren był ich wspólną własnością, zarządza nim mąż, a skoro cena
była odpowiednia..
W tym problem - przerwał Eden. - To nie była ich wspólna własność, w
każdym razie połowa terenu nie była. Kupując grunt, Carson jedną z działek nabył za
prywatne fundusze żony, natomiast za wspólne kupił drugą. Dość to zagmatwane.
Sędzia orzekł, że jedna z działek jest prywatną własnością żony, a druga własnością
wspólną, którą przyznał Loringowi Carsonowi.
Czy ona nie protestowała, kiedy zaczęto budowę?
- spytał Mason.
To był mój błąd - przyznał Eden. - Dostałem od niej list w pachnącej
kopercie, ostrzegający, że stawiam budynek na jej terenie.
I co pan zrobił?
Cóż, wtedy budowa już trwała. Zapytałem Carsona, dlaczego nie powiedział
mi o rozwodzie, a on odparł, że nie ma się czym przejmować, że żona zdradzała go i
miał na to dowody. Kazał ją śledzić detektywowi. Stwierdził, że kiedy przedstawi
własne zarzuty, żona oklapnie jak przekłuty balon. Zapewniał, że mnie nie zawiedzie.
Oczywiście, nie chciałem zawierzyć mu na słowo. Zażądałem rozmowy z
detektywem.
I rozmawiał pan? - zapytał Mason.
Tak jest. Facet nazywa się Le Grandę Dayton.
I w rezultacie tej rozmowy utwierdził się pan w zaufaniu do Carsona?
Oczywiście? Wystarczyło mi jedno spojrzenie na dowody, by uznać, że ma
rację jak wszyscy diabli. Więc po prostu zignorowałem list od jego żony, Vivian.
I co się stało w sądzie?
Carson przedstawił swoje zarzuty. Zaczęły się zeznania świadków i wtedy
okazało się, że detektyw śledził niewłaściwą kobietę. Carson miał wskazać
Daytonowi swoją żonę. Siedzieli obaj w samochodzie zaparkowanym przed
budynkiem, gdzie jego żona brała udział w jakimś spotkaniu.
Po pewnym czasie wszystkie kobiety wyszły razem, paplając i śmiejąc się.
Carson powiedział: „Moja żona stoi na skraju chodnika, ta w zielonym kostiumie” i
schylił głowę, żeby go nie zauważyła. Z tego, co mówił Dayton wynika, iż nie
zauważył, że dwie kobiety były ubrane na zielono. Dayton patrzył na jedną, Carson
na drugą. Detektyw śledził kobietę, która rzeczywiście miała romans. Zebrał
mnóstwo dowodów i zapewnił, że ma dość materiału, by na mur beton wygrali
sprawę w sądzie. Carson wniósł więc własne oskarżenie. Pozwoliłem mu
kontynuować budowę. A kiedy zaczęto przesłuchiwać świadków, okazało się, że sam
zapędził się w kozi róg. Sędzia prowadzący rozprawę przyznał mu jedną działkę i
uznał, że druga jest wyłączną własnością jego żony, a ja wybudowałem dom na obu.
Pomyślałem, że chodzi tu jedynie o wypłacenie dodatkowej forsy. Popełniłem
błąd i gotów byłem za to zapłacić. Wysłałem swojego przedstawiciela do Vivian
Carson. Mój agent przeprosił ją w moim imieniu za zamieszanie i wycenił jej
własność... Ona natomiast uznała, że uknułem wszystko z jej mężem. Była wściekła
jak diabli. Powiedziała mojemu agentowi, że mogę iść utopić się w jeziorze.
Pomyślałem, że jeśli wprowadzę się do domu, który przecież jest moją własnością,
dojdziemy jakoś do porozumienia. Jednak Vivian
Carson ma wojowniczą naturę. Wydębiła od sędziego zakaz wkraczania na jej
teren i jej męża, osób z nim związanych. Kiedy wyjechałem na weekend, ściągnęła do
domu geometrę, ekipę remontową i ślusarza. Wywiercili dziury dokładnie na linii
podziału obu działek, przeciągnęli kolczasty drut przez pokoje i basen, i kiedy
wróciłem, mieszkała w - jak to określiła - swojej części domu po jednej stronie
ogrodzenia. Ja mogłem zamieszkać po drugiej. Wręczyła mi potwierdzoną kopię
zakazu wejścia na jej teren i oświadczyła, że zamierza trzymać się go co do słowa.
Jak nazywa się sędzia? - spytał Mason.
Hewett L.Goodwin. To on przewodniczył sprawie rozwodowej.
Mason zmarszczył brwi.
- Bardzo dobrze znam sędziego Goodwina. Jest wyjątkowo skrupulatny. Stara
się wydać takie orzeczenie, by zadowolić racje obu stron. Nużą go szczegóły
techniczne.
Cóż, tym razem spaprał robotę - zauważył Eden. Mason zastanowił się.
Jest pan żonaty? - spytał. Klient potrząsnął głową.
Byłem. Moja żona zmarła trzy lata temu.
Po co panu taki ogromny dom tylko dla siebie?
Niech mnie kule, jeśli wiem - przyznał Eden. - Lubię projektować różne
rzeczy. Podoba mi się zabawa z ołówkiem i deską kreślarską. Zacząłem projektować
dom, aż stało się to moją obsesją. Po prostu musiałem go zbudować i w nim
zamieszkać.
Kim pan jest z zawodu?
Mógłby mnie pan nazwać strzelcem wyborowym na emeryturze. Dobrze
sobie radziłem sprzedając i kupując. Lubię to robić. Kupię wszystko, co dobrze
wygląda.
I nigdy nie widział się pan z panią Carson, lecz załatwiał wszystko z jej
mężem?
Zgadza się.
Kiedy ją pan spotkał po raz pierwszy?
Wczoraj. W niedzielę. Wróciłem po wyjeździe na weekend i zauważyłem
ogrodzenie. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i odkryłem, że cały dom został
przedzielony kolczastym drutem. Drzwi do kuchni były otwarte i wtedy ją
zobaczyłem - gotowała coś. Zachowywała się tak naturalnie, jakby to ona zbudowała
ten dom. Pewnie stałem z rozdziawioną gębą. Wolno podeszła do ogrodzenia,
pokazała potwierdzoną kopię zakazu wejścia, powiedziała, że skoro jesteśmy
sąsiadami, wierzy, że postaram się jej jak najmniej przeszkadzać, a jako dżentelmen
nie pogwałcę jej prywatności. Na koniec stwierdziła, że nie życzy sobie dalszej
rozmowy i odeszła. „Sąsiedzi”! - wyrwało się Edenowi. - Powiem całemu światu,
jacy z nas sąsiedzi. Żyjemy w wielkiej zażyłości. Kiedy wyszedłem nad basen, leżała
tam w bikini i opalała się. A gdy dziś rano usiłowałem spać, parzyła kawę i ten
zapach doprowadzał mnie do szaleństwa. Chciałem się napić, ale kuchnia znajduje się
po jej stronie domu.
I co się stało? - spytał Mason.
Wstałem, a ona pewnie zorientowała się po mojej minie, że marzę o kawie.
Spytała, czy bym się nie napił, powiedziałem, że owszem, więc podała mi filiżankę na
spodku przez druty i zapytała, czy chcę śmietanki i cukru; stwierdziła, że to czysto
sąsiedzki gest, zanim nie zadomowię się w swojej części willi, i że gdy już to zrobię,
nie będzie ze mną rozmawiać.
Mason uśmiechnął się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]