§ GAŁCZYŃSKA KIRA - Splątało się, Kuciapka123

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytuł: "Splątało się, zmierzchło"
autor: KIRA GAłCZYńSKA
Splątało się, zmierzchło
WSPOMNIENIA
ISKRY
Projekt okładki
Lidia Michalak
Zdjęcie na IV strome okładki
Kazimierz Dąbrowski
Zdjęcia:
Henryk Hermanowicz, Benedykt Jerzy Dorys, Zenon Dmochowski, Tadeusz Zborowski,
Maria Monasterska, Zofia Nasierowska, Roman Łysionek, H. śuber oraz ze zbiorów
autorki
sRedaktor Magdalena Słysz
Redaktor techniczny ElŜbieta Kozak
Korektorzy GraŜyna Henel, Jolanta Rososińska
Wydanie I
ISBN 83-207-1479-6
Copyright ę by Wydawnictwo „Iskry", Warszawa 1995
Myśli są jak goście. Nie ponosimy
odpowiedzialności za to, jakie
myśli do nas przychodzą Ś dobre
czy złe. Ale w naszej mocy jest
odpędzać złe i zatrzymywać dobre.
Lew Tołstoj
W moim załoŜeniu ta ksiąŜka powinna być nieco inna od wartko płynącego dziś
potoku wspomnień. Przypominam w niej bowiem ludzi Ś kiedyś sławnych i
powszechnie znanych Ś dziś w wielu przypadkach zapomnianych. Ludzi, których
cząstka działania przeŜyła czas i trwa, choć nieraz anonimowo, bezimiennie.
Ci ludzie byli przyjaciółmi moich rodziców, przede wszystkim ojca. I o nim takŜe
będzie ta opowieść. O ojcu, którego wcześnie straciłam. A wówczas jego druhowie
w jakimś stopniu starali się mi go zastąpić. Pomocą, radą, serdecznością. Jego
przyjaciele po latach zostali i moimi bliskimi. Niejako dostałam ich w wianie.
Bylo ono niezwykłe.
Tym właśnie ludziom duŜo zawdzięczam. Jestem im winna serdeczną pamięć.
Postanowiłam więc przywołać ich imiona i głośno zapytać: dlaczego o nich
zapomniano? Dlaczego w najprzeróŜniejszych leksykonach, słow-nikach,
encyklopediach zabrakło poświęconych im haseł, mimo Ŝe na nie zasłuŜyli?
ZasłuŜyli na naszą, Polaków, pamięć.
Cienie tych ludzi ciągną drogami. O owych cieniach, o krętych drogach czasu jest
ta opowieść, choć tyle wpamięci-niepamięci splątało się, zmierzch-ło...
...w „Przekroju" pisałem od dzieciństwa...
Ś oświadczył ojciec i natychmiast w to uwierzył. W jego Ŝyciu istniał jedynie
„Przekrój", ukochani Bracia Rójek i... arcybogaty świat, wymyś-lony, wykreowany
przez Mariana Eilego.
Czy mogło być inaczej? To retoryczne pytanie. I kaŜdy, kto ma więcej niŜ ćwierć
wieku, przeczytał nieco wierszy K.I.G., słyszał o starym „Przekroju", będzie
przynajmniej w części znał odpowiedź. Ja zaś po-próbuję dorzucić do niej nieco
szczegółów.
Jest marzec 1946 roku. Na repatriacyjnym statku „Ragne" do Polski wraca
Konstanty Ildefons Gałczyński. Wysiada w Gdyni, tu pisze pierwszy w Polsce
wiersz Ś Zachłysnąć się tobą Ś i moŜliwie szybko rusza do Krakowa, gdzie na
Basztowej, w wielkim pokoju kilkudziesięcioosobo-wego mieszkania z widokiem na
wieŜę zegarową, zamieszkałyśmy z mamą i babcią po wyjściu z popowstaniowej
Warszawy, obozie w Pruszkowie, skąd wyciągnął nas Jarosław Iwaszkiewicz, po
dziwnych podróŜach przez rodzinny Ś mamy i babci Ś Kalisz, gdzie zastał nas
koniec wojny. Potem pozostawała juŜ tylko prosta droga do wolnego Krakowa, droga
pokony-wana przez tysiące takich bezdomnych, chorych i zabiedzonych bieŜeń-
ców...
Pod koniec 1945 roku po Polsce rozlewa się fala informacji o śmierci ojca. Jedne
mówiły, Ŝe zmarł na gruźlicę, inne Ś Ŝe w Dachau... Polskie gazety powtarzają te
informacje, „Tygodnik Powszechny" w swym 42 numerze, a pierwszym w roku 1946,
drukuje duŜy esej-wspomnienie ojeszczejednej niepowetowanej stracie dla polskiej
kultury. Autorem eseju jest j.t. Obok Ś kilka liryków ojca.
Od kwietnia 1945, takŜe w Krakowie wychodzi „Przekrój", czytel-
nikowski tygodnik, którego stworzenie, organizację i realizację zapropo-nował
Jerzy Borejsza poznanemu przed wojną Marianowi Eilemu. Ten zaś Ś
w bardzo krótkim czasie Ś powołał instytucję, która miała oddziaływać na kilka
przynajmniej pokoleń Polaków.
I właśnie w „Przekroju" pojawiło się cudowne sprostowanie tamtej sprzed paru
tygodni wiadomości. Przez całą kolumnę biegł tytuł ZMART-WYCHWSTANIE POETY, pod
nim reprodukcja listu ojca do matki napisanego na kartce wydartej z ksiąŜeczki
do naboŜeństwa, zachowanej jeszcze z lat dziecinnych, oprawionej w półskórek. Na
tej kartce pisał:
„Twój obrazek Lulki-Malulki jest ciągle ze mną. Twój do śmierci i po śmierci
Kot. 8 XII 45, Meppen".
Owe Lulki-Malulki Ś to mała ikonka matki wsunięta ojcu do plecaka, który pakował
w jeden z ostatnich dni sierpnia 1939 roku. Wepchnął do
niego sporych rozmiarów tom Fausta: uwaŜał, Ŝe tylko to mu będzie potrzebne na
tej wojnie...
Do tego dziwnego listu, wędrującego do mamy przeróŜnymi drogami, a więc dość
długo, szef „Przekroju" dołączył kilka wierszy...
Tak zaczęło się owo ojcowe pisanie w „Przekroju" od dzieciństwa. Kiedy zjawił
się w Krakowie w marcu 1946, pismo Mariana Eilego dawało moŜliwość, o jakiej
marzył przez całe pisarskie Ŝycie: mieć własną gazetę,
gdzie jego bogata w pomysły twórczość znajdzie wiernego sojusznika--wydawcę.
Nie znalazł go w okresie międzywojnia. „Wiadomości Literackie", z samym
Grydzewskim, początkowo nie chciały z nim współpracować;
„Prosto z Mostu" Ś tygodnik Stanisława Piaseckiego Ś po krótkim okresie
euforycznego zachłyśnięcia Ś rozczarował. Ojciec drukował, gdzie
tylko mógł. I marzył, Ŝe kiedyś znajdzie pismo tylko dla siebie. Okazał się nim
tygodnik Mariana Eilego.
Eile i ojciec spotkali się wiosną 1939 w Aninie. Eile, pracownik „Wiadomości
Literackich", został wysłany przez Grydzewskiego, aby nakłonił znanego juŜ poetę
do współpracy zjego tygodnikiem. W nawiąza-niu znajomości pośredniczył nasz
aniński sąsiad, przyjaciel ojca i młodego redaktora, Jerzy Zaruba. Marian Eile
po latach mile wspominał tę pierwszą rozmowę, oczarowała go atmosfera domu, jego
gospodarze. Ale czy doszli do porozumienia w sprawie dla przybysza
najwaŜniejszej? Nie wiem. Podobnie jak nigdy nie będę wiedziała, czy kontakty
ojca z „Wiadomoś-ciami Literackimi" pokrzyŜowała jedynie wojna.
10
O znajomości Mariana Eilego i ojca, o jego wizycie w Aninie dowiedziałam się
dopiero z „Przekrojowej" rozmowy Ludwika Jerzego Kerna z byłym szefem
„krakowskiej instytucji", drukowanej na pól roku przed jego śmiercią.
LeŜy przede mną zdjęcie zrobione przez Henryka Hermanowicza, „nadwornego
fotografa" wszystkiego, co wiązało się z krakowskim tygodnikiem. W kadrze
zostały zatrzymane główne postaci przekrojowej sceny. Oto oni: (od lewej)
Juliusz Kydryński zwany przez przyjaciół Lusiem, ojciec trzymający za pierś Jana
Kamyczka, vel Brata Rójek, vel Janinę Ipohorską, Aleksander Ziemny, sam Marian
Eile, jego sekretarka Maria Ziemiańska, nazywana po prostu Merką, Janusz Maria
Brzeski Ś grafik, autor przekrojowej winiety, Katarzyna Eilowa i grafik oraz
fotografŚ Zygmunt Strychalski. U ich nóg leŜy Antoni Uniechowski Ś dla
wszystkich przyjaciół Tonio. Są młodzi, szczęśliwi, w głowach kłębi się im od
pomysłów Ś co nowego w następnych numerach „P", w teatrzyku „Siedem Kotów", jaka
zabawa w Śledziejowicach, gdzie najsmaczniejsza
kolacja...
Patrzę na tę fotografię, na zatrzymany na kliszy szczęśliwy beztroski czas
młodych zdolnych. I uświadamiam sobie nagle, Ŝe w „Przekroju", wokół niego,
pracowało wielu wspaniałych malarzy. Malował sam szef, ponadto był przecieŜ
scenografem, a do tego Ś w późniejszych latach Ś uczył. Jego uczniem był na
przykład Daniel Mróz. Rysował i malował Kamyczek, grafikiem był Strychalski,
malował Janusz Maria Brzeski, Ŝe nie wspomnę o Antonim Uniechowskim. Nic więc
dziwnego, Ŝe „Przekrój" był plastycznym cackiem, zarówno pod względem formy, jak
i treści. To przecieŜ „Przekrój" lansował Picassa, „odkrył" go dla polskiego
czytel-nika, karmionego niemal wyłącznie portretami dójek znad Prosny i za-
chodami słońca nad polskim Wrocławiem. Odkrył takŜe dowcip cudow-nego Steinberga
i ludzkiego Pana Boga Jeana Effela i wielu uznanych artystów; lansował ich,
pokazywał, wychwalał, aŜ weszli w obieg przecięt-nego Kowalskiego czy Nowaka,
czytelników „P".-
Takie było bowiem załoŜenie Eilego: stworzyć powszechnie czytany tygodnik na
wysokim artystycznym poziomie. Z najlepszą literaturą, malarstwem, grafiką,
przednim dowcipem, ze stałym sięganiem do tradycji („Nie urodziliśmy się przed
kwadransem!"). A wszystko podane lekko,
ź
dowcipnie, z Ŝartem. Wierzył w uzdrawiającą siłę łezki-groteski, dóbr rozrywki.
Rozumiał jej potrzebę. Stąd nie kończące się pomysły, sti Najmniejszy Teatr
Świata, Listy z fiołkiem. Porwanie w Tiutiurlistanie śukrowskiego, opowiadania
Pruszyńskiego, sławna Szczotka do butów Kazimierza Koźniewskiego, głośne Sprawy
Polaków Osmańczyka Ś wszy-stkie drukowane w odcinkach Ś miały w „Przekroju"
swoją prapremierę Z wierszy opublikowanych w „P" moŜna by utworzyć bibliotekę
arcy-dzieł... A jeszcze debiut MroŜka. I Uwagi Gucia o stawnych ludziach, Aktu-
alności z myszką. Demokratyczny savoir-vivre czy takie cuda jak Cz\ czterech
kolek1.... Jeśli dziś na jakimś złomowisku uda mi się wypatrzyć fia cika 600 czy
większą multiplę, ze wzruszeniem szepczę: „Jowiszu, najpraw dziwszy czar
czterech kółek..." Ile to lat temu marzyliśmy o czymś takim?,,
Z „Przekrojem" współpracowała cała waŜna literacka i plastycz-na Polska. I
świat. To w krakowskim tygodniku ukazywały się infor-macje, zdjęcia i wywiady ze
sławnymi ludźmi, o których akurat głośno było poza krajem, o pisarzach,
ksiąŜkach, filmach i wystawach. O emi gracyjnej literaturze, która oficjalnie
nie istniała. A w „Przekroju", nie wiadomo dlaczego, pojawiały się informacje o
Wierzyńskim i Lecho-niu, Balińskim i Topolskim. „Przekrój" funkcjonował na
jakichś nie zrozumiałych zasadach. Pół miliona czytelników Ś i takie kawałki
Zgoda: w pierwszym okresie istniał Borejsza jako parasol i pioruno chroń,
inteligent doskonale rozumiejący, Ŝe to, co robi Eile, nie ma odpowiednika w
Ŝadnym z krajów „obozu". Ale polityczna gwiazda Borejszy zgasła; prasę,
propagandę w ogóle przejmowali ludzie spod ciemnej gwiazdy. A „Przekrój" trwał,
podobnie jak jego załoŜyciel. Sy tuacja nie do pomyślenia gdzie indziej: Marian
Eile nie przestał szefował „Przekrojowi" w latach, gdy zmieniano naczelnych
wszędzie, „robił" go przez ćwierć wieku! Fenomen nadający się do Księgi
Guinnessa!
Miewał okresy trudne, moŜe i bardzo trudne. Co jakiś czas wypływała w Polskę
wiadomość, Ŝe jednak w „Przekroju" będą zmieniać szefa A potem sprawa cichła i
Eile trwał, wciąŜ robiąc swoje.
Był nietuzinkowym człowiekiem. Z wyrafinowaną inteligencją, wspa-niałym
poczuciem humoru, z wiedzą o literaturze, muzyce, malarstwie, Doskonale oceniał
ludzi, ich ukryte nieraz wartości. Dlatego potrafił zbudować wokół siebie i
swojego pisma tak wspaniały zespół: ludzi o podobnym ilorazie inteligencji, o
zbliŜonym sposobie reagowania na świat, otoczenie, rzeczywistość, o takiej samej
wraŜliwości.
12
W Marianie Eilem nie było cienia sztampy, schematycznego myślenia, inału. KaŜdy
jego pomysł naleŜał do nowych, świeŜych, odkrywczych. taki teŜ stworzył
tygodnik. Wymyślał go wciąŜ od nowa i tego samego Ŝądał od swych
współpracowników-przyjaciół. DąŜył do perfekcji. śądał jej od siebie i
wszystkich przekrój owców.
Do cudownych naleŜały listy od niego. Oto kartka: młoda pani długiej sukni,
kunsztownej fryzurze, z pewnym obłędem w oku gra na fortepianie. Po jej prawej
stronie stoi we fraku wpatrzony w nią akom-paniator ze skrzypcami. Za nim palma,
biała firanka i zaokienny pejzaŜ. na fortepianie Ś złote chryzantemy.
Na odwrocie Ś adresat: Natalia, Kira, Konstanty i Ildefons Gałczyńs-cy. Kraków,
Krupnicza 22. Po lewej stronie od góry Ś informacje: E. urbacki/H'MX, który swój
obraz nazwał Dźwięki miłosne. Nadawca pod-kreślił słowo „dźwięki", następnie
narysował serce przebite strzałą i trzy krople skapującej krwi. Przy ostatniej
kropliŚ imię: Marian. I data: Kry-nica, 31 VII47. Na dole dodatkowo podkreślił
zwrot: Tous droits r'eserv'es.
Z takimi listami kojarzyć będę do końca Ŝycia Mariana Eilego!
Takie kartki przysyłał Marian Eile
Wydawał się człowiekiem niezwykle dobrym, pogodnym. Nie sły szałam nigdy jego
podniesionego głosu, stanu wnerwienia; w .trzech ciasnych pokoikach
redakcyjnych-jakiegoś najzwyklejszego kiedyś
mieszkania, przerobionego jedynie naprędce dla potrzeb redakcji, pa. nował
nieopisany bałagan, zgiełk, harmider. Stale ktoś wychodził ktoś wchodził, coś
wykrzykiwano, kogoś szukano, dzwonił telefon.. Po latach doświadczeń wiem, Ŝe
nie istnieje inna redakcja, Ŝe wszę dzie panuje taki sam chaos, w którym nie
wiadomo dlaczego Ś wszy stko działa jak w dobrym precyzyjnym mechanizmie. Wtedy,
gdy po raz pierwszy w Ŝyciu oglądałam ten dziwoląg określany mianem re dakcji,
nie mogłam wyjść z podziwu. I zapamiętałam, Ŝe w tym nieopisa nie głośnym i
zgiełkliwym, stale przemieszczającym się zbiorowisku on Ś Marian Eile Ś stanowił
oazę spokoju, opanowania i wiedzy
o kaŜdym kolejnym, a potrzebnym ruchu poszczególnego osobnika.
Stosunek ojca do szefa „Przekroju" mieścił w sobie podziw, sympa tię, przyjaźń.
W listach pisanych w róŜnych latach (mam ich w sumie dwanaście, w tym dziesięć w
rękopisie), przewaŜa tematyka „inkasa' oraz skargi na samowolne zmienianie
tekstów. Jest ich kilka. Ostatni niestety uszkodzony, z oddarciami, nie wiem,
gdzie powstałymi, cytuję Pochodzi z końca 1953 roku i najprawdopodobniej jest
ostatnim listem do Mariana E.:
Drogi Marianie
Cieszę się, Ŝe Śjak widać z załączonego wycinkuŚ sprawiłen przyjemność redakcji
„Przekroju".
Czemu jednak redakcja „Przekroju" Ś mimo tylu podobnych
casusów, i nie tylko ze mną Ś robi mi w dalszym ciągu przykrość adiustując BEZ
POROZUMIENIA Z AUTOREM Ś choć na to
było tyle czasu Ś i BEZ GŁĘBSZEGO UZASADNIENIA n.p
strofę
Bo po co aktor
płacze i skamle,
Ŝe tylko on jest
jedyny Hamlet?
na
KaŜdy ponurak
płacze i skamle
14
Ŝe tylko on jest
jedyny Hamlet.
(Samowolna) zmiana zdania pytającego na twierdzące daje w wy-niku zmianę
tonacji; zamiana aktora na „ponuraka" daje w wyni-ku całkowitą zmianę sensu.
W zasadzie nie miałbym nic przeciwko, gdyby autor tego rodzaju ornamentów
ujawnił się w odnośniku, czyli brał odpowiedzial-ność. I jeszcze taka sprawa
techniczna: utwór jest pisany tzw. strofą Bulwiecia, której cechy to szybkość i
oszczędność. Takie spójniki, jak „bo" dają właśnie tę płynność toku, choćby je
poprzedzała kropka pozornie ten tok hamująca. Drogi i naprawdę wiernie kochany
Brat Rójek nie chce widać uwierzyć, Ŝe jestem... (urwany wiersz na następnej
kartce Ś przyp. K.G.).
Pisząc dla „Przekroju", myślę o:
Jego Redaktorze Naczelnym,
Kolegium,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewunia87.pev.pl