§ Wolski Marcin - EuroDzihad, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marcin Wolski
Eurodżihad
2008
Wydanie polskie
Data wydania:
2006
Projekt okładki:
Studio Flow
Konsultacja merytoryczna:
płk rezerwy Apoloniusz Siekański
Wydawca:
Zysk i S-ka Wydawnictwo
ul. Wielka 10, 61-774 Poznań
tel. (061) 853 27 51, 853 27 67, fax 852 63 26
Dział handlowy, tel./fax (061) 855 06 90
sklep@zysk.com.pl
www.zysk.com.pl
ISBN: 978-83-7506-234-2
Wydanie elektroniczne
Trident eBooks
Wszystko w tej książce jest wymysłem autora. Podobieństwa miejsc i ludzi, choć
nieprzypadkowe, są zwodnicze. Zdarzenia opisywane poniżej nigdy nie miały miejsca, bądź
miały, ale w zupełnie innych kontekstach. Prawdziwy jest wyłącznie Problem, choć i on
zdaniem piszącego te słowa jest absolutnie dyskusyjny. Przy okazji autor deklaruje, że
wszelkie uprzedzenia oraz dyskryminacje są mu obce i kocha: Francuzów, Polaków,
Niemców, Żydów, Arabów, katolików, protestantów, muzułmanów, bezwyznaniowców,
hetero – i homoseksualnych, zwierzęta, rośliny, a także Obcych, gdyby kiedyś się zjawili. Co
prawda nie wszystkich kocha w równym stopniu.
Gdyby jednak jakimś dziwnym trafem opisywana historia zdarzyła się w przyszłości,
autor nie czuje się za nią w żadnym stopniu odpowiedzialny i rezygnuje z jakichkolwiek
tantiem autorskich za swoje proroctwa.
Parę lat wcześniej
Umierała z pełną świadomością, że odchodzi. Pogodziła się z tym. Zaprzestała walki w
dniu, w którym – po wielu latach – zdecydowała się powrócić do punktu wyjścia. Do miasta
swych narodzin, magicznego kręgu dorastania, inicjacji. Powrócić tylko po to, żeby umrzeć...
Koło musiało się zamknąć. Żałowała jedynie, że zdecydowała się na tę podróż zbyt późno.
Nie starczyło czasu, żeby nacieszyć się powrotem, odwiedzić stare miejsca, pobudzić
wspomnienia. Leżąc bezwładnie, na poły otumaniona środkami przeciwbólowymi, nie mogła
nawet unieść głowy znad poduszki. Wiele by dała, aby móc jeszcze raz wyjrzeć przez okno,
zobaczyć ukochaną panoramę: kopułę Il Duomo, campanille Giotta, lub przynajmniej włoskie
niebo koloru płócien Veronesego. Ona – ateistka. Ona – Żydówka. Ona – niewierząca
chrześcijanka! Wiedziała naturalnie o księdzu, który na osobiste polecenie papieża modlił się
za ścianą za jej grzeszną duszę. Cóż, każdy robi to, co potrafi. Całkiem niedawno podczas
osobistej rozmowy z Benedyktem XVI zdumiała ją otwartość tego Niemca, zwanego jeszcze
niedawno „pancernym kardynałem”, czy Wielkim Inkwizytorem. W sumie byli do siebie
podobni. I podobnie lękali się przyszłości. Tyle, że dla niej nie istniała nawet metafizyczna
pociecha.
Czuła śmierć. Nadchodziła zapewne z chłodnej północy. Gdzie mogła być teraz: w
Bergamo, pod Bolonią, a może na parkingu przed szpitalem? Nie bała się jej.
I tak przez tyle lat to ona była górą nad kościstą staruchą. Potrafiła ją odpędzić, a nawet –
przerwawszy milczenie – zerwać się do wielkiej walki o gigantyczną stawkę. Ale w końcu
kiedyś się przegrywa.
Umierająca nie odbierała telefonów, nie chciała niczyich odwiedzin, a jednak zrobiła
wyjątek. Poprosiła pielęgniarkę, aby „upudrowała trupa” i zgodziła się przyjąć tego Francuza.
Przybył incognito. Zmylił
paparazzich.
Jako wytrawna dziennikarka, zdolna wyprowadzić z
równowagi Chomeiniego czy zapędzić w kozi róg Wałęsę, wyczuwała charyzmę,
determinację i siłę woli, tak rzadką u polityków zdychającego Zachodu. Ten, może ze
względu na swe środkowoeuropejskie pochodzenie, był inny. Emanowała z niego wiara w
możliwość zmiany, tak obca dekadenckiemu fatalizmowi dotychczasowych przywódców.
Nie rozmawiali długo. Ale wystarczająco wiele jej powiedział, by mogła umierać
spokojnie. Z nadzieją. Kiedy na krótko przed śmiercią odzyskała przytomność, zdała sobie
sprawę, że się modli. Czy jesteś, Boże i Kimkolwiek Jesteś, pomóż temu człowiekowi. Pomóż
nam wszystkim. Pomóż sobie!
Naraz zrobiło się zimno i ciemno.
Znów będę na okładkach wszystkich gazet – pomyślała w ostatnim przebłysku
świadomości Oriana Fallaci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]