(Córy Życia 22) - Ciemne moce - May Grethe Lerum, Henrieta 3, Córy życia (Całość)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MAY GRETHE LERUM
CIEMNE MOCE
ROZDZIAŁ I
Niepogoda nie przykrzyła się Raviemu, przeciwnie, lubił szum wiatru w koronach
drzew i miarowe uderzenia deszczu o gładkie liście. W szałasie w taki czas zawsze robiło się
nieco wilgotno, lecz obaj męŜczyźni przeciągnęli swoje sienniki na środek, bliŜej ognia.
Gunnelius zdobył gdzieś dzban mocnego piwa i zasnął, jeszcze zanim zagotował się
garnek z owsianką. Ravi musiał więc jeść sam i z całych sił się starał, by nie ulec irytacji
wywoływanej chrapaniem starego.
MoŜliwe, Ŝe Johanna dziś wieczorem zostanie w domu, chociaŜ to ich dzień. Mogłaby
mieć kłopoty z wytłumaczeniem się, gdyby ktoś zobaczył, jak wraca do domu mokra niczym
przytopiony kot. A moŜe na Karlsgård i tak o wszystkim juŜ wiedzą? Jej matka zapewne
czegoś się domyśla, podobno tak juŜ bywa z matkami, ale Johanna nigdy nie wspominała o
tym ani słowem, nigdy nie mówiła, co się dzieje w domu W ogóle niewiele się odzywa, gdy
jesteśmy razem, pomyślał Ravi z uśmiechem. Pewnie dlatego było im ze sobą tak dobrze.
Johanna się zmieniła.
O, tak, była teraz całkiem inna.
Jakby bardziej pewna siebie, mniej bojąca się wszystkiego. Johanna często odczuwała
strach i nieraz wprawiała Raviego w prawdziwą rozpacz, najczęściej bowiem lękała się takich
rzeczy, którym nikt nie jest w stanie zaradzić, a pytania, jakie zadawała, były z rodzaju tych,
na które nikt nie zna odpowiedzi.
Teraz chyba Ŝyła bardziej codziennym dniem. Dawno juŜ nie widział, by jej dziwne,
róŜniące się od siebie kolorem oczy świadczyły o ponurym, bezsensownym zamyśleniu nad
tym, co moŜe się wydarzyć...
MoŜe odmieniło ją dziecko?
Ravi posmutniał na tę myśl.
Być moŜe gdyby wówczas po prostu z nią pojechał, wszystko byłoby o wiele prostsze.
W kaŜdym razie nie spotkałby wtedy Heleny.
Odstawił zniszczoną miskę, niemal do czysta wyskrobawszy ją palcem, który potem
oblizał.
Bębnienie padającego deszczu zmieniło się w jednostajny szum. Był to lekki letni
deszcz, lecz wiatr potrafił zasiec nim w twarz wędrującego po dworze pechowca. MoŜe
powinien wyjść Johannie naprzeciw? Nie, ona na pewno dziś nie przyjdzie, a trudno się
będzie potem wysuszyć, bo drewno przy szałasie było świeŜe, tego zaś, które mieli
wyschnięte, musieli oszczędzać, Ŝeby choć od czasu do czasu zjeść ciepły posiłek.
Wyciągnął się na sienniku. Jeśli ona naprawdę przyjdzie, w niczym nie będzie mu
przeszkadzać, Ŝe zmoknie. W szałasie z gałęzi nie było teraz zbyt przyjemnie, lecz, o dziwo,
gdy tylko towarzyszyła mu tam Johanna, nie potrafił sobie wyobrazić lepszego miejsca do
spędzenia zimnej, wilgotnej nocy na zachodzie kraju.
Usłyszała chrapanie juŜ z odległości wielu kroków i nie mogła powstrzymać się od
uśmiechu. Biegła tak prędko, Ŝe wydawało się, iŜ uderzenia wiatru nie są w stanie jej
dosięgnąć, i mokre miała jedynie ramiona i kraj spódnicy. Szare niebo rozjaśniło się przed
nocą i juŜ wkrótce pogoda miała się poprawić. Niech sobie będzie, co ma być, przynosiła
waŜne nowiny.
W duszy jej śpiewało ze wzburzenia przemieszanego z radością. Marja wróciła do
domu! I wszystkie rzeczy udało się uratować! No cóŜ, przynajmniej to, co posiadało
jakąkolwiek wartość, dającą przeliczyć się na pieniądze.
I Karl!
Matka objęła go z płaczem i nie chciała puścić. Twarz tego obcego męŜczyzny miała
wiele jej rysów. Johanna ze zdumieniem stwierdziła, Ŝe, prawdę mówiąc, brat i siostra są
jakby swoim lustrzanym odbiciem.
- Są teraz jeszcze bardziej do siebie podobni niŜ w dzieciństwie - odkryła z
zadowoleniem Marja.
Stała w koronie przetykanych siwizną włosów i mocno trzymała Amelię, swoją córkę,
za rękę, jakby ta wciąŜ była małym dzieckiem.
Johanna dostrzegła na twarzy matki radość, jaką wywołało przybycie Marji, lecz
rysowało się na niej coś jeszcze, jakiś lęk, jak gdyby Marja nie była jedynie ukochaną,
wytęsknioną matką. Amelia podawała jedzenie drŜącymi rękami i słała bratu długie
spojrzenia, jakby dopraszała się z jego strony uznania za wszystko, co robiła.
Mimo to jednak przewaŜała radość. I uczta na Vildegård dopiero się zaczęła. Johanna,
napotkawszy spojrzenie Marji, odniosła wraŜenie, Ŝe między nimi dwiema popłynęły jakieś
nie wypowiedziane słowa. Jak gdyby odwiecznym pragnieniom, na których realizację brako-
wało jej odwagi, pomogła urodzić się kobieta, będąca świadkiem tylu narodzin.
Masz
walczyć i nie wolno ci zadowolić się niczym mniejszym niŜ całkowite zwycięstwo.
Masz zrobić to, czego przez cały czas pragnęłaś.
Potem załatwimy sprawy z resztą świata, Johanno.
Być moŜe tak jej się tylko wydawało, być moŜe tę właśnie myśl starała się zwalczyć
podczas schadzek w szałasie Raviego, schadzek, które za kaŜdym razem stawały się coraz
gorętsze.
Ale teraz nie zabraknie jej odwagi.
Miała głębokie przeświadczenie, Ŝe i jemu takŜe. JakŜe on się zmienił, myślała
Johanna. Nie jest juŜ taki ponury i przestał się przed nią ukrywać. Tak, Ravi się odmienił,
śmiał się częściej i umiał rozmawiać o codziennych sprawach, łatwo mogła się przy nim
rozluźnić. Okazywał jej teŜ większą czułość, potrafił godzinami siedzieć i tylko bawić się jej
włosami, całować wewnętrzną stronę ramion albo wręcz drzemać, delikatnie ją obejmując.
MoŜe to dlatego, Ŝe został ojcem? Johannę ukłuło w sercu. Ravi zbyt rzadko widywał
Benjamina, ale dziecko juŜ wiedziało, kto jest jego ojcem, i te kilka razy, gdy odwaŜyła się je
zabrać z sobą, nazywało go tatą.
Teraz rozpocznie się inny taniec!
Johanna podciągnęła czerwoną spódnicę z grubej wełny i spręŜystym krokiem
pobiegła przez cięŜkie od deszczu zarośla. Roześmiała się tylko, gdy jakiś spłoszony ptak
poderwał się w górę, wykrzykując swój strach prosto w jej ucho.
Przysiadł na gałęzi w pobliŜu. Zrozumiał widać, Ŝe młoda zakochana kobieta nie
stanowi Ŝadnego zagroŜenia.
- Hanno moja! Nie sądziłem, Ŝe przyjdziesz, w taką pogodę...
- A kogóŜ obchodzi pogoda? Mam wspaniałe nowiny! To wręcz nieprawdopodobne,
nie uwierzysz, to wprost...
- Zaczekaj chwilę, spokojnie. Zachowujesz się, jakbyś oszalała!
Roześmiał się, a potem długo całował. Za ich piecami Gunnelius posapywał niczym
stary nieszczelny piec.
- Chodź - szepnął Ravi. - Jeśli przynosisz takie waŜne nowiny, to musimy znaleźć
jakieś miejsce, gdzie moŜemy być sami. Ale boję się, Ŝe w naszej chatce jest mokro...
- Wcale tam nie pójdziemy - oświadczyła Johanna tajemniczo.
Ravi popatrzył w jej niezwykle Ŝywe oczy. Błyszczały jakby nieco Ŝartobliwie,
podobny wyraz pojawiał się w nich wówczas, gdy byli razem, a ona pragnęła dalszych
pieszczot.
- Pójdziesz dzisiaj ze mną na Vildegård, Ravi! Drgnął, jak gdyby zamiast łagodnie
musnąć palcami jego policzek podrapała go do krwi paznokciami.
- Co ty mówisz, moja Hanno? To przecieŜ niemoŜliwe, sama twierdziłaś...
- Wszystko się zmieniło, Ravi! Nigdy nie zgadniesz, co się stało!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]